Piszę z potrzeby serca jako wotum wdzięczności Miłosierdziu Bożemu za cudowne wyleczenie mnie z nałogu pijaństwa, wprowadzenie na drogę wiary i przemiany duszy. Mam 52 lata. Przez 25 lat zajmowałem dzielne i kierownicze stanowiska. Jestem ojcem trzech dorosłych synów. Złe towarzystwo spowodowało, że życie moje poszło w niewłaściwym kierunku. Alkoholu nadużywałem od dziewiątego roku życia przez 30 lat, mimo iż z domu wyniosłem poprawne religijne wychowanie, w dzieciństwie służyłem do Mszy świętej, a w bliskiej rodzinie mam osoby zakonne.
Moje życie zmieniło się w szkole średniej po wstąpieniu do młodzieżowych organizacji politycznych i na kursach ateistycznych oraz pod wpływem nieskrępowanego korzystania ze świata. Początkowo było dwulicowe zachowanie się, wynikające z religijnego wychowania i wpływów zepsutego środowiska, a następnie już otarcie swobodne życie pod wpływem ciągłego używania alkoholu. Wyrzuty sumienia gaszone alkoholem trwały 30 lat.
Krótkie kilkumiesięczne przerwy w rozwiązłym życiu - pozwalając mi zwrócić się do Boga o ratunek - przechodziły w nałóg z jeszcze większą siłą. Kilkakrotne kuracje odwykowe w zakładach zamkniętych trwały nadal. Pogłębianie się nałogu alkoholowego, beznadziejność, rozpacz i wyrzuty sumienia prowadziły mnie do myśli samobójczych. Pogłębianiu się tego stanu sprzyjały warunki pracy zawodowej (browar).
Na przestrzeni ostatnich lat przeżyłem dwa przypadki uniknięcia śmierci w stanie zamroczenia alkoholowego, w którym jedynie byłem w stanie wezwać Matkę Najświętszą na ratunek mej duszy. Jeden z tych wypadków który miał miejsce o godzinie trzeciej po północy (sen na mrozie, a w okolicy grasowały wilki). Analizując te cudowne uniknięcia śmierci, doszedłem do przekonania, że jednak mimo wszystko Opatrzność Boża czuwa nade mną i że broni mnie ten jeden dziesiątek różańca, który od czasu do czasu odmawiałem w skrytości i po pijanemu, jako że we wnętrzu moim nosiłem pragnienie nawrócenia, mimo iż postępowałem zawsze inaczej.
dalsze nadużywanie alkoholu spowodowało usunięcie mnie z pracy i to był krytyczny moment w moim życiu . Odżyły myśli samobójcze. Całkowite zatopienie się w alkoholu, a potem jego brak, spowodował bezsenne noce, w czasie których czytałem wszystko, co tylko było w moim zasięgu. Próbowałem się modlić i całą siłą woli przywołać Boga na ratunek, ale odczuwałam straszliwie piekącą pustkę w duszy. krótkie sny przynosiły chaotyczne myśli: sceny na przemian Matki Bożej i gromady diabłów w ogniu i dymie, które szczerzyły do mnie zęby. Nastąpił zupełny spadek sił fizycznych. Z pomocą przychodziły mi matka i siostra.
Gdy zaczynałem powoli odzyskiwać siły, szukając czegoś do czytania, w szafie wśród różnych drobiazgów, natrafiłem na małą książeczkę pt. Nowenna do Miłosierdzia Bożego. Wzrok mój zatrzymał się na urywku: "Najwięksi grzesznicy mają przed innymi prawo do ufności w przepaść Miłosierdzia Mojego. Córko moja, pisz o Moim Miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz sprawiają mi dusze które odwołują się do Mego Miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenie. Nie mogę karać, choćby kto był największym grzesznikiem, o ile odwołuje się do mojej litości ".
Słowa te zrobiły na mnie silne wrażenie. Upadłem z płaczem na kolana! Wołałem głośno: "Jezu! Czy i ja, człowiek, który popełnił dokładnie z nadwyżką wszystkie grzechy główne i dziś stoi nad przepaścią, z myślami samobójczymi - mam jeszcze szanse ratunku?! (...) Czy mi, Jezu, przebaczysz?! (...) Szybko przeczytałem całą książeczkę wraz z krótkim opisem sylwetki Siostry Faustyny. Odmówiłem na różańcu koronkę, modlitwy i litanię do Miłosierdzia Bożego. Wówczas odczułem nieco nadziei w sercu.
Odtąd codziennie już zacząłem się modlić do Miłosierdzia Bożego i prosić Siostrę Faustynę o wstawiennictwo. Taka sytuacja trwała 3 miesiące, w czasie których beznadziejnie poszukiwałem pracy. Po tym czasie, z konieczności podjąłem zajęcie, które w stosunku do poprzednich stanowisk (kierownik) uważałem za poniżające i upokarzające mnie (dozór mienia).
Obowiązki swoje wykonywałem w warunkach bardzo złych, z dala od ludzi, w zupełnej samotności, która potem okazała się dla mnie zbawienna, bowiem stwarzała mi warunki do rozmyślania nad sobą i do gorącej modlitwy do Miłosierdzia Bożego. Czyniłem to wówczas z całą skruchą. Degradacja i zepchnięcie mnie na margines życia zawodowego uświadomiły mi pychę i konieczność zmiany życia. Ujrzałem swą nicość.
Zacząłem rozważać Mękę Pańską i od tej pory trwała ciężka i żmudna praca nad sobą, połączona z adoracją Miłosierdzia Bożego, rozważaniem Pisma Świętego i czytaniem książek religijnych. Nie szło to łatwo. Przychodziły chwile wątpliwości co do istnienia Boga i podszepty, że to wszystko jest wymyślone przez ludzi. W swe niecierpliwości wołałem do Boga o znak, nie ustając jednak w wysiłkach. Wolne chwile i cisza nocnej pracy dawały mi warunki do czytania modlitwy różańcowej i adoracji Miłosierdzia Bożego. Stopniowo otrzymywałem światło ducha i przekonanie, że aby otrzymać prawdziwie mocną wiarę, trzeba całkowicie przemienić duszę, a także życie zewnętrzne, odrzucić swoje "ja", nawyki, przywary I przywiązanie do świata. To było bolesne, tym bardziej, ze trzeba było swoją przemianę pokazać na zewnątrz ludziom z własnego otoczenia, którzy dotychczas znali mnie jako innego człowieka. Ta przemiana wiele mnie kosztowała, gdyż było wiele komentarzy na mój temat, posądzeń, szkalować i kpin z mojego nawrócenia. Początkowo wszystko to ogromnie przeżywałem.
Intensywna walka z samym sobą trwała rok, przy ciągłym uciekaniu się do Miłosierdzia Bożego i prośbach o wstawiennictwo Siostry Faustyny.
Później otrzymałem szereg łask co do ciała i co do ducha - uleczenie z choroby alkoholowej i wrzodów dwunastnicy - dostrzeganie w każdym człowieku, nawet najbardziej grzesznym, bliźniego, którego Bóg chce zbawić - miłość do ludzi, co mną gardzą lub nienawidzą, - chęć udzielania pomocy w nawracaniu innych zwłaszcza alkoholików, wyznając im, że jeśli Miłosierdzie Boże mnie wyrwało z nałogu, to im także pomóc może ciągłe staranie o to, aby żyć bez grzechu i w łasce. W moim życiu potwierdziły się słowa Chrystusa, że "Kto się zwróci z wielką ufnością do Mojego Miłosierdzia - udzielę mu łaski ponad życzenie".
Orędzie Miłosierdzia, Kraków (2), 5 X 1987.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz