Rekolekcje z bł. ks. Michałem Sopoćko


REKOLEKCJE
Z KS. MICHAŁEM SOPOĆKO
Opracowane na podstawie publikacji ks. dr Michała Sopoćki
(wybór tekstów s. Dominika Steć, Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miosiernego)  

O ŁASKACH REKOLEKCJI

O łaskach z rekolekcji wypływających dla dusz zakonnych.
„Bądźcie doskonałymi, jako i Ojciec wasz Niebieski doskonałym jest” (Mt 5,48).
Oto w kilku słowach cała treść Ewangelii - cel przyjścia na świat Jezusa Chrystusa - koniec życia ludzkiego - cel, do którego zawsze winniśmy dążyć. Wszystko na tym świecie ma swój koniec. Tylko doskonałość nie ma końca, gdyż jest cząstką świętości Boga, który jest nieskończenie święty. Wielka jest trudność dojścia do świętości tym, którzy są pozostawieni sami sobie, zagrzebani w pracy i wypełnianiu obowiązków stanu: prawie zawsze zbaczają z drogi przeznaczenia. Natomiast szczęśliwi są ci, których Bóg ze swego miłosierdzia powołuje do życia zakonnego, odrywając od świata, wskazując drogę pewną, dając środki doświadczone
i skuteczne, używając wszelkich źródeł najczynniejszej miłości, aby ułatwić im udoskonalenie się i uświęcenie.


W życiu zakonnym mamy czas czuwania nad duszą: nie lękamy się przerwać żadnego zajęcia
- opuszczenia najlepszej pracy, byle tylko mieć czas wejścia w siebie, zastanowienia się nad sobą i swoim zbawieniem. Jest to łaska rekolekcji - odrodzenia, by sumienie oczyścić z rdzy duchowej, której na imię rutyna, a która osiada na duszy jak mięczaki na bokach okrętu, obciążając ją i opóźniając postęp i jej polot ku Bogu. Rekolekcje dają trzy główne sposoby odnowienia wewnętrznego:


I. OCZYSZCZAJĄ duszę z grzechu i przyzwyczajenia ku niemu. Postępujesz gościńcem, którym wiatr unosi brudzący kurz, osiadający na nas nawet bez naszej wiedzy. Wprawdzie rachunek sumienia codziennie go usuwa, ale w duszy kryją się grzechy zastarzałe, powszednie mimo codziennego rachunku sumienia. Zapominamy o nich nawet przy spowiedzi, nie usuwamy
ich przez sakramentalia, wskutek tego przechodzą one w zwyczaj, nie rażąc nas i stając się
jak gdyby naszą cząstką.
Im więcej życie nasze jest zewnętrznie regularne, tym więcej wystawieni jesteśmy na trwanie
w grzechach powszednich, które przeszły w nasz nałóg. Badajmy tedy w czasie tych ćwiczeń siebie, a znajdziemy w sobie pewne nawyki, niedbalstwa, schlebiania miłości własnej,
wybryków szorstkiego charakteru, niepowściągliwości języka, które tak są w nas zakorzenione,
że ustawicznie w nie wpadamy z wszelką łatwością przy każdej sposobności. Stały się
one potrzebą życia. Nie znając źródła, nie sposób się ich pozbyć.

Otóż rekolekcje przynoszą żywe światło, odkrywają głąb serca, wskazują przyczyny zastoju, pozwalają wyciąć zło z korzenia i pozbyć się jego pod wpływem światła Bożego.
Dla nieba potrzebna czystość, która starczy za wszystko. Trzeba tedy zagłębiać się, badać siebie, jak uczony bada wymoczki przez lupę w wodzie. Badanie powinno być poważne, szczere i surowe w prostocie, miłości i dziecięcej pobożności.

Jak w godzinę śmierci nie myślimy o naszych zasługach i cnotach, ale pytamy siebie,
czy jesteśmy czystymi, tak w czasie tych rekolekcji trzeba spojrzeć na swoją szatę godową
- na miłość Bożą, czego ona jeszcze żąda ode mnie, co ona może wyrzuca, jakie wady i nałogi, czy daleko jeszcze stoję wobec mego Pana i Stwórcy, do którego mam iść krokiem szybkim
i stałym.

II. ODNOWIENIE się w duchu gorliwości - oto druga łaska rekolekcji. Jak ogień żarzący się najpiękniejszym blaskiem bez podsycania sam się trawi i gaśnie, jak żołnierz nuży się nawet zwyciężając, tak trawi się i nuży dusza sama w drodze do doskonałości. Trzeba dać jej czas
na spoczynek, aby zaczerpnąć nowych sił. (Szczególnie potrzeba spoczynku w życiu czynnym, gdzie dusza więcej się wyczerpuje spełniając uczynki miłosierdzia. Jeżeli z ich powodu zaniedba się w ćwiczeniach, np. przez tydzień, łatwo podlega oziębłości, a często nawet
i upada). Jesteśmy bowiem tylko zbiornikami i nie bardzo nawet głębokimi.
Nie mamy w sobie źródła i jeżeli chcemy udzielać się innym, trzeba czerpać gdzie indziej, inaczej możemy wkrótce wyschnąć. (Szczególnie kto wiele daje innym, winien wprzód sam posiadać, gdyż z próżnego nic się nie naleje, - winien sam wprzód stać się świętym, uczcić Boga w sobie, a potem uświęcać innych i uwielbiać Go w drugich). Sam Zbawiciel wprzód długo się modlił, zanim poszedł spełniać swe posłannictwo.

Apostołowie również nim się rozeszli po świecie długo trwali na modlitwie. Uważajmy tedy pilnie, by zamiast używać tylko procentu od kapitału, nie naruszać jego samego, gdyż inaczej staniemy się ruiną duchowną. Czy panujemy tedy nad swą pracą, czy mamy umysł wzniesiony ponad sprawy doczesnych zatrudnień, czy dajemy się od nich oderwać miłością Boga, czy to życie nasze płynie pod okiem i panowaniem łaski Jezusa Chrystusa? Im większe spełniamy czyny, tym więcej mamy skupiać się w sobie, badać swe serce i zgłębiać jego uczucia.
Nie mówię, by się z upodobaniem wpatrywać w swe cnoty i wyliczać swoje zasługi, ale obawa przed tym upodobaniem nie powinna przeszkadzać w badaniu siebie i zdawaniu ścisłego rachunku ze stanu swej duszy, czy jej władze panują nad namiętnościami, czy zwyciężają trudności do posiadania Boga. Jeżeli tak i jesteś już Serafinem, leć do Pana, ale przeważnie,
jakże jesteśmy od tego dalecy.

III. Wreszcie REKOLEKCJE GOTUJĄ ŁASKĘ większą nad wszystkie inne - PRZEBYWANIA
Z BOGIEM
- wspólnie jakby w rodzinie, w gronie sióstr zgromadzonych razem wokoło Ojca swego. Zakonnica czyniąca profesję spełnia akt wyniszczenia się z miłości ku Bogu.
Jej zwykłe widoki na przyszłość, to ofiara, walka i śmierć na szczycie Kalwarii. Wszystko
tu jest ciemne i zasmucające, bo rodzi zawsze nowe usiłowania, nowe trudy. Otóż rekolekcje dają nam czas i łaskę przebywania razem z Bogiem. Wszystkie się tu zewsząd zbieracie,
a rekolekcje dadzą wam uczuć słodycz miłości siostrzanej, która zadzierzgnie nowe więzy ściślejsze i serdeczniejsze.
Oprócz tedy łask osobistych, tu zakonnica otrzymuje łaski wspólne: jako wybrana oblubienica Chrystusa otrzymuje od Niego pomoce, aby się uświęcić osobiście, a jako członek zgromadzenia, które Bóg w swych zamiarach utworzył, otrzymuje łaski nowe, które spływają
na nią, jak i na wszystkie za pośrednictwem przełożonej. Łaski ulegają porządkowi hierarchicznemu, naznaczonemu od Boga: spływają od pierwszorzędnej głowy Jezusa Chrystusa i Papieża na głowy drugorzędne - biskupów i przełożonych, którzy je rozlewają
w członki swych wiernych. (Tak Duch Święty zstąpił naprzód na Maryję - najobfitsze źródło łaski po Jezusie, aby potem napełniać Apostołów). Tak i teraz łaski zstępują przez papieża
na przełożonych, aby stamtąd spływać na wszystkie członki ciała. Jest tedy jedność ducha oparta na jedności łaski.

Rekolekcje łączą w doskonały związek, aby otrzymać i utrzymać ducha powołania, łaski zakonne tego zgromadzenia, które was połączą i zbliżą razem do Przełożonej i złączą was
z nią bezpośrednio. Nie wystarczy tylko widzieć w przełożonej zastępczynię Jezusa Chrystusa
i słuchać jej z tej pobudki, ale nadto trzeba wierzyć w specjalną łaskę jej daną, to jest w tę władzę udzielania łask całemu ciału, które winno dać jej w zamian jedność ducha, stanowiącą jej siłę i świętość w zgromadzeniu. W tym to zjednoczeniu - dziatki, około macierzystego stołu Bóg udziela się każdej z was z dobrocią i słodyczą, z miłością i tkliwością, a te rekolekcje staną się świadkami tej miłości. Wyjdziemy z nich umocnione i gotowe do powrotu z zapałem
do codziennych swych obowiązków, jeżeli zasmakujemy w Bogu, a On nas będzie pieścił
jak matka swe dzieci w tkliwości.

Niestety, często lękamy się dobroci Bożej, lękamy się zasmakować w Miłosierdziu Bożym, zanurzyć się w Nim i zatopić. Chętnie pragniemy widzieć świętość, prawdę, nawet Miłosierdzie Boże z daleka, by mieć czas wymknięcia się Jemu i nie pozwolenia Mu schwycić nas, gdyż lękamy się wyrzeczenia się siebie, by jeszcze należeć trochę do świata i zadawalać się naszą miłością własną. Ale Bóg w dobroci i w niewysłowionej łaskawości przyciska nas do serca
i daje nam skosztować swej miłości w doskonałym zjednoczeniu. Jeżeli raz on podbije nas swą dobrocią i pozwoli nam wylać się i wynurzyć we łzach miłości i wdzięczności, to już więcej nie należymy do siebie, bo schwytani w sidła Jego miłości nie możemy się z nich wydostać
i dlatego bezwarunkowo poddajemy się Jego woli.

Miłość daje nam skrzydła, rozpala wolę, zdobywa wzajemność. Dlatego pozwólmy upoić się Jego tkliwością, dajmy się porwać Jego miłością. Oddajmy się pod opiekę Maryi, Ona jest Matką dusz wewnętrznych, Ona rozsądza tajemnymi skarbami dobroci Jezusowej. Niechże
da ci zakosztować ich w obfitości, niech ci da światło poznania siebie samej, światło czyste, zdrowe i żywe, które by zdołało rozniecić ogień w sercu i rozpalić płomień dobrej woli.

SŁUŻBA BOŻA

Winniśmy służyć Bogu, bo jesteśmy stworzeniem i własnością Jego. Chociaż Bóg daje nam wolność, nie wyrzeka się przez to praw, jakie ma do nas: my do niego należymy, jesteśmy własnością Jego, a jeżeli próbujemy oderwać się od Niego przez nieposłuszeństwo, które jest prawdziwą kradzieżą dobra Bożego, zaprzeczeniem praw i wojną. Bóg musi wtedy utwierdzić swe prawa własności przez kary. Gdyby pozostawił bunt nieukaranym, przestałby być Bogiem.
Nic Bóg nie czyni bez celu, jeżeli tedy dał nam rozum, wolę i serce, chciał przez to uczynić
nas zdolnymi do poznania Go, służenia Mu i kochania Go.


Jakiż to wielki zaszczyt dla nas, jaka niezmierna łaska - świadectwo nieskończonej Jego łaskawości, że Bóg raczył uczynić nas zdolnymi kochania i przyjąć miłość naszą. Miłość wypływa z wysoka, jak wody z gór i ze źródeł, i zobowiązuje obie strony do wzajemności
i równości. Ale Bóg nie może być nam równy. Jego miłość jest zawsze uprzedzająca. On tego chce i pragnie, byśmy Go kochali, a wtedy wzajemnością się nam odpłaca. Nie zawaha się iść drogą miłosierdzia przez wcielenie, aby się Słowo stało bratem naszym, równym nam we wszystkim oprócz grzechu. Zniżając się podnosi nas do siebie, także kocha nas w Jezusie
i możemy Go kochać nieskończenie.
Nie możemy kochać nie znając Go, a ta znajomość rodzi konieczność służenia Mu, bo nam pokazuje Go jako Pana i Mistrza: stawia nas w rzędziestworzeń, które Mu są winne wszystko,
co posiadają i wszystko, czym są. Konieczność tedy służenia Mu wypływa z poznania Go
i kochania, jako skutek z przyczyny. Ale jak służyć mu tak, jak na to zasługuje, jakie uczucia ożywiać nas winny, aby Mu służyć dobrze?


Powinność służenia Bogu wypływa z prawa sprawiedliwości, które winno stać ponad wszystkimi osobistymi pragnieniami naszymi. Najpierw prawo Boże - Dekalog, potem prawo kościelne, następnie społeczne, narodowe - oto świadectwo wyraźnej woli Bożej, które winno stać ponad wszystkimi zobowiązaniami nadobowiązkowymi, któreśmy sami naznaczyli. Niestety, często pod pozorem, że zrobimy coś więcej, niż prawo od nas wymaga, wysilamy się ponad to, co było przepisane, a w rzeczy samej opuszczamy obowiązek i gwałcimy prawo, grzeszymy przeciw prawu sprawiedliwości.
Pierwszą tedy podstawą - skałą życia zakonnego będzie przestrzeganie prawa sprawiedliwości, bo życie zakonne zachęcając do pełnienia rad ewangelicznych nie uwalnia od prawa powszechnego. Mnożą się powinności razem z łaską, która pobudza do zachowania rad,
ale i praw zaniedbywać nie wolno.
Bóg w miłosierdziu swym obiecał nagrodę za pełnienie sprawiedliwości, która nakazuje,
byśmy Jemu dla Niego służyli bez zapłaty. Dając nam uczucie miłości, pomnaża w nas dowody swego miłosierdzia, pozwalając nam zbierać zasługi i wieńcząc je przez sprawy, które łaska sprawia. Umiłowani tedy i uprzedzeni uczyńmy dla Boga to, co byśmy chyba uczynili dla ludzi, nie przekładajmy szatana ponad służbę Bożą - próżności ponad dobro najwyższe.

Nasza własna sprawa i interes wymaga służby Bożej, w której wszystko możemy zyskać.
Mógł Bóg żądać od nas służby bezwzględnej bez żadnej nagrody, a tymczasem w dobroci swej chce, by służba u Niego była korzystną dla nas i byśmy służąc Mu więcej pracowali dla siebie,
niż dla Niego. Razem z rozkazami daje nam nadprzyrodzoną pomoc, podnosi nas i wspomaga wrodzoną naszą nieudolność, czyni nas szczęśliwymi i na tym świecie i na tamtym: tutaj spokój zapewnia i szczęście, a potem szczęście wieczne bez końca. Służba więcej nam przynosi korzyści, niż Bogu, a mimo to nawet dla własnego interesu służyć Mu nie chcemy. Pragniemy koniecznie używać wolności, a pogardzamy obietnicami nagrody. Ubiegamy się, aby otrzymać urząd, godność, wysokie znaczenie, a nie chcemy kroku zrobić dla Królestwa Bożego.
Cóż za zaślepienie niewdzięczności!
Trzeba służyć Bogu z miłością nie dla interesu. On jest Ojcem naszym służmy Mu tedy
z poświęceniem jak dzieci, bez wyrachowania i oczekiwania, lecz z potrzeby serca, oddając miłość za miłość. Czyż dzieci żądają zapłaty za oddawane usługi rodzicom: pragną tylko kochać i poświęcać się z wdzięczności.
Spotkałem na wojnie żołnierza, który za pieniądze potrzebne na utrzymanie rodziców sprzedał siebie, czyli zgodził się zastąpić na wojnie pewnego bogatego pana, uważając, że tylko spełnia powinność. A czyż my nie uczynimy tego dla Boga? I czyż ten Ojciec nie ma nas pobudzić
do wspaniałomyślnej i bezinteresownej miłości? Może powie kto, że opuścił wszystko dla Boga, ale czyś rzeczywiście wszystkiego się wyrzekła? Służmy Bogu, bo to rzecz sprawiedliwa; mamy wiele do zadośćuczynienienia; im więcej było obrazy, tym ściślej trzeba teraz zachowywać prawa Jego. Służmy Mu we własnym interesie, przynajmniej tak, jak przedtem sobie.
Służmy z miłości jako Ojcu, Przyjacielowi, Zbawcy, abyśmy choć w części wywdzięczyli się Mu
za miłość nieskończoną, jaką nam okazał i jaką obsypuje nas codziennie.


STAN ZAKONNY
Stan zakonny jest stanem doskonałości w Kościele jako kapłaństwo. Kapłaństwo wyobraża doskonałość nabytą, a stan zakonny dąży ku niej wyłącznie środkami próbowanymi.
Życie zakonne jest łaską zapewniającą nam bezpieczeństwo i miłosierdzie. Jest to łaska największa z miłosierdzia. Pan Jezus widzi duszę biedną i słabą, otoczoną nieprzyjaciółmi,
przed którymi nie potrafi się bronić i niezawodnie upadnie. Powołując ją do życia zakonnego zamyka ją w warowni, gdzie uniknie wielkich walk na otwartym polu; tam otacza ją łaską
i światłem, doświadczeniem i zbawiennymi środkami. Życie tedy zakonne jest przywilejem Bożym dla dusz. Jeżeli kiedy piłaś truciznę świata, jeżeli dałaś się oplątać w sidła próżności
i grzechu, jeżeli słowem doświadczyłaś swej słabości i zważyłaś do czego zdolną jesteś, uznasz jak wielką jest łaska, która cię powołała do zakonu. Za mało myślimy o tej łasce, a trzeba się jej chwycić jak deski zbawienia, której nigdy nie potrafimy należycie ocenić.

Niekiedy sądzimy, że zostając zakonnicą spełniliśmy czyn heroiczny i mamy już przez
to samo wielką zasługę. Tymczasem otrzymujemy sto razy więcej, niż daliśmy. Otrzymujemy tedy wszystkie korzyści, które zawdzięczamy jedynie Miłosierdziu Bożemu. Inni walczą,
a ty wygrywasz, inni tobie służą, a ty odpoczywasz. Zgromadzenie, którego jesteś członkiem, jego przełożona i inne członki, jego łaski, jego cnoty, jego świętość, doświadczenie i wola Boża w nim spełniona - wszystko tobie jest oddane i używasz tego, jakby twojej własności.
Biada duszy, któraby sądziła, że jej Zgromadzenie winno wiele, iż do niego wstąpiła, i która
by siebie miała za cel prac, które spełnia. To, co dajemy niczym jest w porównaniu z tym,
co otrzymujemy. Winniśmy kochać Zgromadzanie nasze, z wdzięcznością i bezustannie dziękować Bogu za Miłosierdzie, jakie okazał nam powołując nas do niego.

Życie zakonne to łaska wyłącznej miłości wyboru, łaska nadzwyczajna. Do uczniów swoich, których wybrał, powiedział Pan: "Sprzedajcie wszystko, co macie i pójdźcie za mną".
Wszystkie sposoby życia zakonnego zmierzają do wzniosłego jego końca; wszystkie jego łaski są skuteczne - nadzwyczajne, prowadzące do świętości wysokiej, niezwykłej. Trzeba tedy stać się świętą- inaczej staniemy się zupełnie niewierne. Co ważniejsze: są to wszystkie środki pewne i doświadczone, jakich używali święci i uświęcili się przez wierne ich używanie.


Droga jasna jest nam wskazana. Wiedzie nas po niej Bóg lub Jego Aniołowie, jak Izraelitów na pustyni. Mówi Bóg do nas przez prawo swoje, przez regułę, przez przełożonych i natchnienie. Żydzi chcieli mieć królów zamiast sędziów w imieniu Boga i to było ich zgubą, że nie zostali pod bezpośrednim kierownictwem Boga. Używajmy tego kierownictwa w życiu zakonnym, ceńmy tę łaskę, gdyż jej na świecie nie ma. Nadto każda z łask siostrom udzielanych, które się wzajemnie wspierają, wzmacniają swe siły przez cnoty i zasługi sióstr innych.

Wreszcie życie zakonne jest to łaska szczególnego zaszczytu, jaki nam czyni Jezus Chrystus. Zakonnica jest względem Pana tym, czym są względem papieża kardynałowie. To są krewni Pana Jezusa. Im to powierza Ojciec Niebieski swego Syna i Maryję, w ich ręce składa zbawienie dusz, zbawienie świata, polecając stać się ofiarą w tym celu. Pan Bóg stwarza zakonnych Apostołów i wodzów, wychowawców biednych dziatek, abyś je zbawiła, zachowała i wychowała - daje tedy największe posłannictwo - nawracanie z drogi grzechu dusz odkupionych. Łaska powołania jest tym większa, że przyszła w początkach powstawania twego Zgromadzenia. Nie będziesz miała tyle chwały tutaj, jak ci, co przyjdą później, ale będziesz miała więcej zasługi u Boga, gdyż następcy będą żyć z owocu twej pracy i poświęcenia twojego. Dlatego masz żyć czystą miłością Bożą, gdyż Kalwaria więcej waży niż Tabor.
Jeżeli w tym Zgromadzeniu są jeszcze rzeczy niepewne, projektowane i mało zalecane, nierozgłośnione, wymagające poświęcenia i zaparcia - mimo to kochaj je. Będzie to zaszczytem dla ciebie, że byłaś niczym, że działałaś w cichości i że służyłaś Bogu i dziełu temu w trudnych początkach powstającego Zgromadzenia. Tylko przez maluczkich świat odrodzony zostanie. Dlatego Pan ukazuje się w Najświętszym Sakramencie ukryty i działa w ukryciu
i przez ludzi ukrytych.
Ci zaś, co stoją na czele nauki i wiedzy, towarzyskich i politycznych stosunków, najczęściej
są sparaliżowani przez racjonalizm, obojętność, a nawet może występek. Z drugiej strony nienawiść niższych, którzy cierpią bez Boga, grozi zniszczeniem wszystkiemu. W strasznym pożarze złych żądz ludzkich trzeba gasić tę nienawiść, kształcić na nowo to błoto narodów
i tchnąć weń ducha Jezusa Chrystusa; trzeba zwrócić biednych do Boga i Bogu oddać biednych, szukać maluczkich i dać im Chrystusa, ich brata, ich Ojca, ich Zbawiciela.


MODLITWA (JEJ POTRZEBA I CECHY)

Trzeba zawsze się modlić. Modlitwa nieustanna - przyzwyczajenie do modlitwy potrzebne jest każdemu chrześcijaninowi. Wszyscy otrzymali dar jej przez chrzest święty. Duch Święty daje nam natchnienie, byśmy wołali do Boga, Abba- Pater. Jest to dar, łaska i potęga, która się mieści w głębi każdej cnoty, której bez modlitwy uzyskać nie można. Prorok dziękuje Bogu,
że wśród ucisków i smutków pozostawił mu jeszcze dar modlitwy: "Błogosławiony Bóg,
który nie usunął modlitwy mojej i miłosierdzia swego ode mnie" (Ps 66,20), gdyż modlić się
i otrzymywać miłosierdzie, jest to samo, co posiadać serce Boga i zbawienie duszy.


Trzeba modlić się z dziecięcą ufnością, która nam każe udawać się do Boga jak do Ojca, który nigdy nie odmawia. Jest to dar Ducha Świętego, który cenić mamy i starać się o utrzymanie Go.
Z łaską bowiem jest tak, jak z dzieckiem w porządku naturalnym. Potrzebą dziecięcia jest prosić matkę, udawać się do niej ze wszystkim czego potrzebuje, a czynić to z ufnością, która jest znakiem miłości. Jeżeli dziecko o nic nie prosi, oznacza to, że nie kocha swej matki.


Cóż uczyni Pan z łaskami, których ma pełne ręce, jeżeli o nie prosić nie będziemy.
Trzeba zmusić dobroć Bożą do działania, skłonić miłosierdzie Boże do czynnego zajęcia się rozdawaniem łask, prosząc o nie z ufnością; trzeba iść do Boga z nędzami naszymi,
gdyż wobec Boga nigdy nie możemy być dosyć pokornymi. Zarazem pamiętajmy,
że chociaż grzesznicy, jesteśmy dziećmi Ojca, uderzajmy tedy w ten tytuł, który się Bogu podoba. Wówczas zamiast wpatrywania się w nędze nasze, modlitwa będzie walką miłości.


Trzeba się modlić z prostotą, przedstawiać się taką, jaką jesteś, ze zdolnościami i środkami,
jakich ci Bóg udzielił. Stan zakonny, to zawód modlitwy, w którym trzeba się doskonalić,
jak ludzie światowi w swoich zawodach: ciągłe czynią wynalazki, skracają czas potrzebny
na wyrób przedmiotów, ułatwiają pracę, zmieniają nakłady, wyrabiają swe przedmioty coraz lepsze, czyż my tylko mamy pozostać zacofane w używaniu przedmiotów naszej profesji?


Czyż cała nasza praca ograniczy się tylko do liczenia win naszych? Na przedstawianiu
i wymienianiu nędzy naszej? Trzeba uczynić z modlitwy cnotę każdej chwili, której akty mają być łatwe. Jaka modlitwa, takie życie. Jeżeli się źle modlisz, nędzne będzie twoje życie zakonne. Będziesz tylko zmartwieniem dla przełożonych. Trzeba tedy to ćwiczenie przedkładać nad inne. Modlitwy przepisane regułą nie wystarczają do podtrzymania gorliwości życia wewnętrznego, odbywają się one w czasach oznaczonych, tymczasem trzeba modlić się zawsze. Dlatego święci zwykli odmawiać jeszcze modlitwy dodatkowe np. jakieś nowenny, odpowiednie do stanu i czasu.

Trzeba również urozmaicać modlitwę, zmieniając intencje, prosząc raz o to, drugi raz
o co innego, bo nie wypada zawsze dodawać modlitwy. Są dusze, które za pomocą różańca otrzymują wszystkie łaski, bo umieją go zastosować do potrzeb swoich. Trzeba nadto mieć talent wynalazczy w modlitwie, czerpać ją z duszy, z głębi serca podniesionego do stanu nadprzyrodzonego. Nieraz silimy się, jakby modlitwa miała powstać w umyśle i sercu,
oddanym naturze. Nie wiem jakiej pysze należy przypisać, że modlący sądzi o jakości modlitwy, według czynionych przezeń wysiłków nadzwyczajnych. Przecież do tego sami
z siebie zdolni nie jesteśmy, gdyż Duch Święty, Duch Jezusa Chrystusa wspiera nieudolność naszą i modli się w nas wzdychaniem niewymownym. Jeżeli modlitwa od Niego pochodzi
z serca, przebija niebiosa i wszystko otrzymuje. Modlitwa tedy ma być więcej prostą,
aniżeli ją nam szatan przedstawia. Milczeć, zwalczać przeszkody, aby Duch Święty w nas działał - łączyć się z modlitwą Jego - oto ćwiczenie i siła modlitwy.

Trwać na modlitwie - oto nowa jej cecha! Są modlitwy, których nie wolno opuszczać: stare słowa z dzieciństwa są jakby cząstką duszy naszej, trzeba ją zachować, byle tylko nimi się nie przeciążać. Unikać nowych modlitw, które się mnożą niepomiernie, układane przez kobiety,
nieraz błędne, a więc przeciwne zjednoczeniu z Bogiem. Dlatego najlepiej przedłożyć nowe modlitwy przełożonej, nie krępować siebie książkami do nabożeństwa, a raczej modlić się
duchem wiary, z poddaniem się woli Bożej, wielbiąc Jego Istnienie, Jego Piękno,
Jego Wielkość i Dobroć - oto, co nie ulega złudzeniu.
Z modlitw ustnych wystarczą pacierze z reguły wynikające - a resztę raczej umysłem i sercem. Nie zawsze możemy mieć nowe myśli, ale zawsze możemy zwracać ku Bogu swe uczucia,
w których łączą się wszystkie władze duszy. Dzięki takim modlitwom święci tworzyli dzieła wielkie, przebiegali świat cały i zamieniali pracę w modlitwę. Trzeba tego pragnąć ustawicznie, prosić o to Boga, przypominać postanowienia i naznaczyć jakiś znak zewnętrzny. Wówczas modląc się będziesz świętą, albo świętą zostaniesz.


MODLITWA JAKO DAR DUCHA ŚWIĘTEGO

Najpierw trzeba milczeć, wielbić i wyniszczać się przed Bogiem. Ten hołd winien być głęboki
i cichy, jak w niebie dusze nie mówiąc, a wszystkie mówią.

Rozmyślanie następuje potem - jest to ćwiczenie, uświęcające władze duszy: rozum, serce
i wolę. Ciało również trzeba ujarzmić, jak najbardziej uspokoić - jeżeli zbytecznie cierpieć będzie, przeszkodzi władzom duszy. W modlitwie najpierw działa rozum, który należy uświęcić i odrodzić. Kto nie nawykł do ćwiczeń tego rodzaju, do tego nie można mieć zaufania. Książki
i mistrzowie uczą tylko sposobu i wprowadzają do świętego przybytku, ale potem trzeba samemu wznieść umysł do Boga, by On sam napełnił go swoim światłem. Ćwiczenie umysłu jest ważniejsze, niż samo uczucie, gdyż budzi to uczucie. Lubimy to, na co patrzymy.
Nie możemy poczuć zetknięcia się umysłowego z jakąś rzeczą, jeżeli nie odbijemy jej obrazu
w sobie przez poznanie. Widzieć to kochać, to posiadać.

Jeżeli pobożność dziś jest tak słaba, to dlatego, że przywiązujemy się do praktyk,
a zaniedbujemy najgłówniejsze - rozgrzewamy uczucie i rozbudzamy wyobraźnię,
a nie przykładamy dosyć rozumu, nie zmuszamy się do zastanowienia i badania, do zgłębiania i wnioskowania - toteż wpadamy w pobożność rutynową. Serce i wola zwracają się do niej
ze zwyczaju, ale nie ma wytrwałości, głębokości i wspaniałomyślności, gdyż brakuje pokarmu umysłu, który dostarcza nowych pobudek, ustawicznie je odnawia i jasno przedstawia,
iż wszystko winniśmy Bogu.

Umysł jest siedliskiem wiary, która wyciska w nim piętno Boże i udziela je sercu. Światło wiary
jest niezmienne, gdyż pochodzi z prawdy Bożej, polega na Nim samym, na Jego słowie, panuje nad każdym usposobieniem duszy i utrzymuje ją na wysokości, jest nagrodą za wierność.
Żaden podmuch ludzki nie zgasi tego światła, które świeci jak latarnia w porcie wśród najgwałtowniejszych burz serca i zmysłów. Jest ono wyryte w nas, rozpalone w nas przez Ducha Świętego. Trzyma się, pomimo wszelkich zaburzeń. Nie mówię, żeby zupełnie oddzielić umysł od serca, iżby poprzestać tylko na świetle rozumu. Przeciwnie, światło przyjęte w umyśle winno zstąpić do serca i strawić się w nim, aby wola nabrała sił nowych. Jesteśmy bowiem całością,w której wszystkie władze trzymają się razem, aby wzajemnie się wspierać i dopełnić naszych działań żywotnych. Ale rozum jest początkiem i podstawą wszystkiego, jak przyjęcie pokarmu, po którym dopiero nastąpi strawienie i zasilenie organizmu. Przy nawróceniu Szawła Pan najpierw oświecił jego rozum, a potem poruszył serce i wolę do czynu: "Co chcesz Panie,
abym czynił?"( Dz 22, 10).

Jak ćwiczyć umysł? Najpierw przygotować przedmiot rozmyślania w zarysie. Następnie postępować od znanych rzeczy do nieznanych, to znaczy na początku zastosować znane myśli, wspomnienia z czytań lub nauk o tajemnicach i powoli je rozszerzać, aż się rozbudzi iskra
i Pan Jezus ukaże się twojej dobrej woli.


Można czerpać w nędzy swojej prawdy ujemne, jak ci ich brak, jak szkaradną jest wada im przeciwna. Odkryj i znajdź jakiś związek, który łączy umysł z tym przedmiotem. Nie wypada czynić więcej nad to, co pozwalają naturalne zdolności, a przejść następnie do sposobu dodatniego, czyli zagłębienia się w prawdę rozważaną samą w sobie. Roznieci to miłość ku tej tajemnicy. Dodatni tedy sposób wielbi i wychwala Boga, a ujemny widzi siebie w Bogu.
Nie trzeba szukać porównań między tymi sposobami, ani odłączać jednego od drugiego.


Dla dusz początkujących dobry jest sposób ujemny, a dla reszty raczej dodatni: wpatrywać się
w cnoty Jezusa Chrystusa, badać doskonałość Jego zamiarów, co da większą siłę do wylania swych uczuć. Sposób ujemny można zachować na godzinę pracy, trudu i niemocy, a dodatni
na czasy pomyślne. Są dusze, co i na modlitwie są więcej sobą zajęte, wciąż żebrzą, a trzeba trochę zająć się sprawami Pana, co więcej Mu się podoba, jak się podobała wdzięczność jednego z dziesięciu uzdrowionych trędowatych.


MODLITWA JAKO DAR SERCA
Umysł przyrównać można do funkcji igły, która przeciąga nitkę przez tkaninę i wyszywa haft,
który się tworzy z nitek, jakimi są uczucia. One winny pozostać w nas i utworzyć piękny haft,
jako dopełnienie i wynik pracy umysłu. Dosyć kilku myśli, aby odprawić dobrze rozmyślanie,
ale to myśli mają przejść do serca, które ma przyjąć je, zatrzymać, dopełnić, rozszerzyć
i karmić nimi. Myśl winna przechodzić do serca bez wysiłku. Atoli należy czuwać, by nie powstała walka i rozproszenie w duszy w różne strony. Dlatego poddawać sercu tylko
takie myśli, które umysł rozważył i przeżuł, wówczas ono naturalnie wypłynie z myśli.

Czas, wiek, okoliczności zmieniają serce do nieskończoności, łaska umie się zastosować
do każdego usposobienia - do każdego temperamentu. Dlatego winniśmy zwalczać
nie temperament i nie naturę, ale grzech, skłonności i nałogi.


Stosując się do usposobienia osobistego winniśmy utworzyć z przyrodzonego uczucia nadprzyrodzone z łaską Bożą, która je podnosi, uszlachetnia i oczyszcza. Doprowadzamy
uczucie do stanu nadprzyrodzonego trojako: przez połączenie go ze światłem łaski działającej, jaką Duch Święty w nas wznieca, przez zezwolenie mu iść za poruszeniem Ducha Świętego,
a gdy nie czujemy ani pociągu, ani poruszenia wewnętrznego łaski, trzeba udoskonalić uczucie przez przyjęcie w duchu ofiary stanu, w jakim się dusza nasza znajduje. Nie czujesz nic?
Wyznaj w sercu swą nędzę, swe obezwładnienie, swoją niemoc, a nawet swoje grzechy.
Bóg przyjmie to wyznanie upokorzonego serca, ono zastąpi uczucia słodsze i wznioślejsze.
Bóg sam zsyła tę niemoc, aby Cię oderwać od myśli, do których się może zbytecznie przywiązywałaś, rzuci cię o ziemię jak Szawła i zostawi cię w oschłości, aby ci przeszkodzić zginąć w miłości własnej.


Bóg pragnąłby przycisnąć cię do serca, ale nasze własne dobro wymaga, aby cię trzymał u stóp swoich i ogołocił serce z miłości własnej. W tym wypadku trzeba uniżyć serce swoje, dopóki łaska znowu nie nawiedzi. Trzeba, by uczucie przeszło od ogółu do szczegółów, żeby starało się zasmakować w miłości Bożej, objawiającej się szczególnie w tajemnicy, którą rozum rozważa. Podziwiałaś niepojętą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a teraz wołaj w sercu: "O jak dobry jesteś, Panie, że tam dla mnie zostajesz". Postaw serce twoje wobec dobrodziejstwa tobie osobiście wyświadczonego, przedstaw, że wszystko tam dla ciebie, dla ciebie wyłącznie w życiu, w cierpieniach, w miłości, w śmierci Jezusa Chrystusa; ono się strawi wobec tego palącego ogniska miłości Boga swego i zawoła w zachwycie: "On mnie ukochał, On mnie ukochał!" Wynikiem tego będzie: "Któż mnie odłączy od miłości Chrystusa?..."(Rz 8, 35).

Chociaż nie potrzeba wiele rozmyślać, aby dojść do uczucia, jednak trzeba się strzec lenistwa, gdyż umysł jest leniwy w przyjmowaniu łaski. Nie należy tedy pozwolić mu pobieżnie odprawiać rozmyślania, gdyż on chętnie postąpi jak ów trybun Feliks, który się lękał być oświeconym przez Pawła co do prawdy, której rozumieć nie chciał i pożegnał Apostoła mówiąc: "Innego dnia słuchać cię będę". Nie starać się poważnie zastanowić umysłem pod pozorem, że znamy powinności nasze, jest niezawodnym znakiem lenistwa.

Cnota, która nie jest wynikiem zastanowienia nie jest trwałą, przekonanie jej nie wspiera, uczucia powstają, przechodzą i mijają, a tylko prawda sama zostaje. Jednakże nie trzeba przesadzać i jeżeli podoba się Panu Jezusowi rozbudzić uczucia natychmiast, idź za nim;
On sam cię przysposobił wewnętrznie. Kiedy również umysł sam nie może wzbudzić płomienia, trzeba wziąć książkę, gdyż rzadko się zdarza taką mieć miłość, aby iść o własnych siłach przy rozmyślaniu.


Są dusze, które ten dar posiadają, ale są one rzadkie. Atoli biorąc książkę, nie sądź,
że już wszystko skończone, gdyż trzeba przyswoić to, co ona mówi odpowiednio do łaski
ci udzielonej i do potrzeb twoich. Żadna książka nie zawiera tego, czego właśnie potrzeba,
gdyż łaska nieskończenie jest różnorodna i żadna nie jest bezwzględnie podobna do drugiej. Najlepszą książką jest ta, którą przyjmujemy z posłuszeństwa, ale jeżeli dziś ci wystarczy,
jutro już może nie przemówi. Książką, którą nieustannie otwierać winniśmy, jest dusza nasza. Zresztą przy dobrej woli każda książka jest dobra. Starajmy się szukać raczej dzieł wyczerpujących i kochajmy łaskę posiłkową.


MODLITWA JAKO DAR WOLI

Modlitwa powinna sprawiać odmianę obyczajów. Jest to bezpośredni cel modlitwy,
jej praktyczny wynik i niezbędny jej skutek. "Nie każdy, który mi mówi Panie, Panie..."
(Mt 25,11).
Ale co trzeba czynić i jakie środki przedsięwziąć, aby się poprawić? Jest to sztuka nad sztukami prowadzenia dusz; jest to najtrudniejsza nauka, gdyż nie każdemu jest dane otrzymać dobre zasady i pewne wskazówki. Ile dusz zatopionych w zasadach świata stałoby się w świętości heroicznymi, gdyby były dobrze pokierowane. Pozostawione bez pomocy postępują z dnia na dzień powoli krok za krokiem, bez kierunku nie znają tych pięknych zasad, które zastosowane odpowiednio pchają nas krokiem olbrzyma. Główną zasadą jest to, że uświęcenie duszy winno dokonywać się według natury i szczególniejszej łaski każdego. Nie znaczy to,
by łaska zależała od natury, ale łaska wpływa na naturę, która staje się przedmiotem jej działania. Trzeba więc połączyć naturę z łaską i z nią razem pracować. Do natury stosuje się łaska - trzeba tedy do niej stosować praktyczne zasady, za pomocą których chcemy kierować duszą na drodze uświęcenia. Weźmy np. dwóch ludzi, z których jeden otrzymał łaskę nawrócenia,
a drugi należąc do Boga od dawna pociągnięty jest do świętości.

Nawróconemu trzeba dawać rozmyślania o nawróceniu, które bezpośrednio potępia zło,
które zachęcają do walki i wojnę z nim prowadzą. Zmysłowemu i nieskromnemu należy wskazać najpierw nieszczęśliwe następstwa, nadprzyrodzone kary, rzeczy ostateczne: śmierć, sąd, niebo i piekło, gniew Boży, pomstę Jego sprawiedliwości. Daj mu uczuć zgryzoty sumienia - usłyszeć jego wyrzuty. To go utrzyma w żalu. Nie próbuj nawet nawrócić go, jedynie wskazuj mu zgubne skutki jego błędów w doczesności, a wówczas będziesz poprawiał występek
przez drugi występek, jak to wielu dziś czyni, zdradzając brak wiary w skuteczność nadprzyrodzoności.


Owocem tych ćwiczeń winno być zastosowanie praktyczne, objawiające się w surowym postępowaniu z samym sobą, w ujarzmieniu namiętności, które słuchają tylko siły brutalnej: „Castigo corpus meum”. Trzeba użyć sił przeciw zmysłom, ale roztropnie. Dlatego czynić
to tylko za pozwoleniem kierowników.
Podziwiamy słodycz ludzi umartwionych, którzy dla siebie są surowi, bo święty, to żołnierz Jezusa Chrystusa, który poniósł prace, trudy i krwawe walki, po których nosi blizny: "Bojowaniem jest życie człowieka". Pan ukazuje się z początku słodki, ale zarazem wzywa
do walki, bo łaska Jego jest miodem w paszczy lwa. Jeżeli nie możesz połączyć słodyczy
z nienawiścią złego, zachowaj tę ostatnią, uzbrój się w siłę. Nie trzeba ganić nowo nawróconych, że są poważnymi, ostrymi i surowymi, gdyż są zajęci bojowaniem. Nic dziwnego, że czasami zadrasną sąsiada, trzeba im przebaczyć pewną niecierpliwość i gwałtowność.


Jeżeli chodzi o wyrwanie grzechu z serca, postępowanie winno być inne: trzeba odwrócić
od umiłowanego przedmiotu serce, które jest całe uczuciem i przez nie działa.
W rozmyślaniach należałoby przedstawić nicość tego, co on uwielbia, próżność tego,
co kochai wstyd takiego stanu. Naprzeciw jego bóstwom stworzonym postaw piękno dobra nadprzyrodzonego. Staraj się nie usuwać ulubionego przedmiotu nie przedstawiwszy godniejszego tematu, niż tamten. Serce nie może pozostać próżne: jeżeli mu zabierzesz świat, przedstaw mu Boga, przywiąż je doń miłością, inaczej natychmiast powróci do miłości uprzedniej. Osoby żyjące sercem winny być i kierowane sercem.


Trzeba im w delikatny sposób ukazać ich nieszczęście. Nie okazuj im zbyt surowości,gdyż można złamać serce: bądź czułą, ale nie daj się im ująć. Strzeż się: one są skore
do przywiązania do ciebie. Nie dopuszczaj do tego, ale i nie odpychaj ich od siebie zbyt gwałtownie, gdyż na początek trzeba im trochę balsamu. Miej litość nad sercem i nie zrażaj go nigdy. Trzeba mu przedstawić jego stan nieszczęśliwy, jego cierpienia, współczuć, ale zarazem wskazać wyższe dobro, szczęście czystsze i doskonalsze - zastąpić przywiązanie do szczęścia miłością Stwórcy. Ale jeżeli dusza mimo to waha się i szuka wymówek: nie ma odwagi zerwać energicznie z przeszłością, pociągnij ją odważnie, wyrwij bez wahania nawet gwałtownie, usuń od niechybnego niebezpieczeństwa, które jest aż nadto wystarczającym powodem do użycia środków gwałtownych.

Postępowanie z rozumem zupełnie jest inne, gdyż on chce być przekonany dowodami
i poddaje się tylko konieczności. Trzeba z nim rozprawiać i użyć dużo czasu, aby go nawrócić. Bywa zwyciężany trudno i rzadko, szczególnie jeżeli chodzi o przełamanie pychy.
Tu w rozmyślaniach trzeba działać na rozum, oświecać go, przekonywać o błędzie, pokazać niesprawiedliwość grzechu, krzywdę Bogu wyrządzoną, szkaradę i potworność występku:
"Jeżeliś naśladował Dawida w występku, naśladuj go też w pokucie" (św. Ambroży).
W tenże sposób należy działać po nawróceniu, by przekonawszy się o własnej winie,
można było poddać się światłu łaski i Miłosierdziu Bożemu.

Sprawiedliwego w celu dalszego usprawiedliwienia i uświęcenia inną trzeba prowadzić drogą, która bardziej polega na nabyciu cnót, niż na wytępieniu grzechu. Są na to dwa sposoby:
1. Według pierwszego dusza pragnie z całą energią osiągnąć cnotę, w której widzi dobro moralne, zacność i piękno; widzi, że cnota przystoi chrześcijance, że troska o nią przynosi owoce w tym życiu i przyszłym. Widok ten zapala pragnieniem, do pracy pobudza, postępy dodają jej odwagi i siły do pracy, do większego wytężenia. Zakonnice mają najpierw pełnić cnoty stanu swojego: ubóstwo, posłuszeństwo i czystość, które są najgłówniejszymi i jedna pociąga za sobą drugą. Trzeba zacząć od najpotrzebniejszej i najbardziej naglącej, potem zająć się cnotami, które są podane przez rady ewangeliczne, pobudzać się nagrodą i owocami cnót, rozważając je i poznając w rozmyślaniach.
2. Jest jeszcze druga droga - lepsza: pracować jedynie z miłości i pragnąć tylko kochać,
mieszcząc w tym jednym wszystko inne. Chodzi tu o miłość Bożą, dla której trzeba się uświęcić. Kochać - oto początek, wynik i koniec: oto cel, dla którego podejmujemy wszystkie środki. Pierwsza metoda analizuje cnoty poszczególne, a ta - syntetyzuje je w miłości, z której czerpiemy siłę i trzymamy ją jak pochodnię - jak nić przewodnią, odpowiadającą naszej naturze i łasce Bożej. Matka najpierw roznieca w sercu dziecka płomień miłości, a potem żąda ofiary, posłuszeństwa itp. Dziecko szlachetne rozumie tę mowę i przez miłość synowską pełni czyny heroiczne. A my przez chrzest staliśmy się dziećmi Bożymi, gdyż Duch Święty jak Ojciec otacza nas, podnosi, daje siłę i przeistacza w siebie, który jest miłością istotną, a miłość to to samo co łaska, jej poruszenie jest poruszeniem miłości, gdyż każda istność działa według swej natury.


Miłość tedy odpowiada temu, co w nas jest najbardziej wewnętrznego: w niej cała nasza siła
- jest to postać wszystkich cnót, gdyż doskonałość główna ma siedlisko w miłości, która się staje ubóstwem, posłuszeństwem, cierpliwością, słodyczą i pokorą. Więc zamierzamy sobie tylko kochać, czynić akty miłości i zwalczać przeszkody oraz pomagać do miłowania Boga.
Jakaż to cudowna jedność, jaki wspaniały punkt oparcia, jakie skupienie sił bez cienia rozproszenia: "Trwajcie w miłości mojej". Zaleca tedy Zbawiciel miłość jako stan duszy
i przyzwyczajenie, jako punkt środkowy całego życia nadprzyrodzonego, z którego bezpiecznie postępować możemy w wielkiej doskonałości, gdyż z tego punktu rozchodzą się promienie na wszystkie praktyki cnót. Trzeba tedy gruntownie przejąć się tą zasadą, gdyż odmiana obyczajów i nabycie świętości prawdziwej to cel życia i koniec życia zakonnego:
"Bądźcie doskonałymi." (Mt 5,48)


CZY BÓG MNIE KOCHA?

Na to ważne pytanie trzeba odpowiadać często. Bóg kocha miłością miłosierdzia, przedwieczną, niezmienną. My tak Go nigdy kochać nie potrafimy, nawet przez krótki czas istnienia naszego na ziemi. Ta niemożność wynagrodzenia za miłość była powodem utrapienia świętych, którzy płakali, że nie użyli całego czasu życia na miłość (Piotr, Magdalena). Istniejemy jedynie przez miłosierne stworzenie. Miłość ta utrzymuje nas przy życiu.
Przy stworzeniu człowieka nie powiedział Bóg, że dobre dzieło uczynił, gdyż ono stanie się dobrem dopiero przez miłość wdzięczności.

Z miłosierdzia stworzeni przez to miłosierdzie zostaliśmy odkupieni: Bóg staje się widzialnym,
aby zastąpić widzialne bożyszcza. "Któż z nas zstąpi do człowieka - naradzają się Osoby Boże
- Kto stanie się miłością widzialną i dotykalną?".
I Słowo ciałem się stało. Jezus tedy jest miłością Boga do ludzi zastosowaną i daną ludziom pod rozmaitymi postaciami, w rozmaitych stanach. Czy można wątpić, że Bóg nas kocha? "Tak Bóg umiłował świat..."(J 3, 16). Kocha jako Bóg, jako Ojciec, jako Brat i Przyjaciel, by być równym nam bez żadnego wyróżnienia, oddalenia. Stał się podobnym nie tylko co do natury, ale i co do trudów i cierpień. Któżby tego dokonał?

Kocha nie tylko ogólnie, ale osobiście - wyłącznie, jak gdybyśmy byli tylko sami. Kocha każdego osobno we wszystkich dziełach swoich. Cała miłość skupiona jest w darze ze swego Syna w Komunii Świętej: jesteśmy celem miłości. Wszystko więc dla nas było: "Tyleś warta, co Bóg sam". Ze wstydu i rozpaczy można sobie życie odebrać, że nie kochamy Boga, jak trzeba, że obrażamy Go grzechami. A Pan Jezus odsłania niewdzięczność naszą: "Boże odpuść im,
bo nie wiedzą co czynią"(Łk 23,34).
Myśl ta ściska mnie jakby kleszczami. Szatan raz zawołał ustami opętanego: "Ludzie, Bóg was za bardzo umiłował!"


CZY JA KOCHAM BOGA?

Oto jedyna rzecz konieczna, jedyne pytanie, na które trzeba odpowiedzieć bez wahania,
gdyż tu środka nie ma. Odpowiedź będzie w czynach. Czy Go nie obrażamy? Miłość bowiem
to delikatność w wierności, czci i wspaniałomyślności.
Czy mamy delikatność wierności dobrego sługi - w posłuszeństwie bezwzględnym, uległym,
bez granic i biernym. "Śmiercią umrzesz" - oto wyrok sprawiedliwy na każdy raz, gdy ubliżamy władzy Bożej. A jaka nagroda za spełnienie wierne przykazań? Mówią, że nieprzyjaciółmi człowieka są domownicy jego. Niechże się to na nas nie sprawdzi - na domownikach Bożych, jakim winni się czuć duchowni i zakonnicy (e).


Czy mamy delikatność dzieci względem Ojca, jakim jest Bóg? Dzieci nie zadawalają się spełnianiem obowiązku, lecz odgadują, co się podoba, a co się nie podoba, aby to czynić,
a tamtego unikać. Delikatność kwitnie i rozwija się w miłości - unika nawet grzechów powszednich z taką troskliwością, jak śmiertelnego, nawet tego, co nie jest grzechem,
a tylko niedoskonałością.

Ale przez stan zakonny jesteśmy czymś więcej, jak dzieci w domu Ojca. Jesteśmy Mu poślubieni, jako oblubienice. To już wymaga niezrównanej czystości serca, od której zależy bliższy związek z Chrystusem, gdyż nie chce mieszkać w domu o grzechach powszednich, popełnianych z rozwagą, dobrowolnie i z łatwością. Czyż zamienisz Dwór Królewski na szpital trędowatych? Nie szukaj tedy tych cnót, które Cię podnoszą w oczach ludzi i oczach własnych, ale tych, które w oczach Oblubieńca podnoszą. Tylko dziatki i dusze niewinne kocha Bóg miłością upodobania, a inne - miłością miłosierdzia.
Aby być delikatną w czystości, trzeba Boga kochać więcej, niż siebie samych. Czystość
rodzi się z siebie z miłości, nie uczymy się jej jak jakiejś nauki, ale otrzymujemy z natchnienia.
Miłość ma wstręt do zamieszania, obala, co wstrętne i mgliste, a żyje tylko w czystości.
Jak przy stworzeniu Bóg rozpoczął od światłości tak w duszę daje najpierw światłość,
która jest czystą miłością (nowoochrzczeni nazywali się oświeconymi). Świętość jest to stan łaski świetlanej, ozdobionej czystością najdoskonalszą, wolnej od win najmniejszych,
wówczas staje się przygotowaną dla chwały i dla widzenia Boga.


Męczennik oczyszczony przez ogień idzie prosto do Boga prawem doskonałej czystości. Działanie łaski w nas jest oczyszczaniem nas ustawicznym, jak płomień, który oczyszcza żelazo z rdzy, potem przejmuje gorącem, osusza i wyciąga wilgoć, a potem przemienia w siebie. Bądźmy czystymi, czyli wolnymi od grzechu wszelkiego, a Chrystus napełni nas wszelkim dobrem i sobą samym. On wchodzi w nas i daje nam życie w miarę tego, jak wyrzekamy się siebie i grzechu. Jeżeli tedy jesteś czystą, lub wciąż się jeszcze oczyszczasz, prawdziwie kochasz Boga, gdyż w tym wszystko się mieści.

MIŁOŚĆ PRZEBACZENIA (MIŁOSIERDZIA)

Jest jeszcze większy dowód miłości Bożej ku nam, to jest możność przebłagania za grzechy,
czyli miłosierdzie, które jest ponad wszystkie dzieła Jego (Ps 144). O ileż nas Bóg ukochał?
O tyle, ile nam przebaczył. Jest to największy dowód, który nas przenika do głębi.
W tej miłości miłosierdzia św. Paweł czerpał swą miłość apostolską, w niej również
św. Augustyn zranił swe serce i zamienił się w Serafina. Miłość Boża względem nas jest raczej miłosierna, niż dobrotliwa, gdyż w nas nie ma w czym się upodobać.
Cały świat jest cząstką Miłosierdzia Bożego, które opuściło niebo i zstąpiło na ziemię, otacza
i okrywa człowieka, jest jego atmosferą i środkiem, wokół którego wszystko się obraca, jest powietrzem, którym oddychamy, światłem, które nas oświeca i ciepłem, które nas ogrzewa. Ono wyrywa grzesznika sprawiedliwości, powstrzymuje ją i odkłada, idzie za człowiekiem, towarzyszy mu wszędzie, nie opuszcza go nawet po śmierci, bo czyściec to ostatni wysiłek miłosierdzia: na nim widnieje napis: "Miłosierdzie Boże".


Miłosierdzie Boże jest nieskończone: nigdy go nie wyczerpiemy, nigdy nie przytłumimy naszymi niewdzięcznościami, nigdy się ono nie znuży, nigdy nie zniechęci, zawsze przebacza, wszystko przebacza, powtarzając: "Ojcze, przebacz, bo nie wiedzą," (Łk 23,34). Kiedy Miłosierdzie odrzucamy i lekceważymy, ono się rozpala, ściga nas, chce jeszcze zwyciężyć: "Judaszu, pocałunkiem wydajesz...."( Łk 22,48). Nigdy grzechy nasze nie wyrównają Miłosierdziu Bożemu. Jest tylko jeden grzech, którego ono zwyciężyć nie może, to pogarda darów nadprzyrodzonych, która dobrowolnie odrzuca dobroć Bożą, zabija ją.

Księgi święte są pełne dowodów Miłosierdzia Bożego: widzimy tam, jak grzesznik odrzucający Miłosierdzie w rozpacz wpada. Oto Adam i Ewa uciekają i wątpią w Miłosierdzie, Kain je odrzuca, wołając: "Zbyt wielki jest grzech mój, aby mógł być odpuszczony" (Rdz 4,16). Większa część grzeszników odkłada pokutę, bo wątpi w Miłosierdzie Boże. Pobożni też upadają
w skutek zwątpienia i zniechęcenia, że się nie udaje od razu ujarzmić nałogów i zwyczajów, wówczas szatan wrzuca nieufność i sam wchodzi do duszy. Jeżeli zatem upadniesz, powstań
z ufnością pełną pokory i żalu.

Im pobożniejszą i cnotliwszą jesteś, tym więcej będziesz czuć pokusę zniechęcenia, dlatego,
że na sobie polegasz i lękasz się rzucić w objęcia Boga. Jeżeli chcesz uczynić dobry akt skruchy, zamiast schodzić do piekła, by zobaczyć swe miejsce, rzuć się do Miłosierdzia Bożego, a trafisz w najczulszą strunę dobroci Bożej i Serca Jego. Powiedz Bogu, że to Mu chwałę przynosi okazać ci Miłosierdzie, gdyż ono się lepiej uwydatni na tobie, żebraczce. Tym chwycisz Boga za serce, rzucając się z ufnością pod Jego stopy. Św. Alfons Liguori mówi,
że pokusy świętych są przeciwko wierze, ufności, czystości i spowiednikowi, który przedstawia duszy widocznie Boga. Te burze są straszne. Bóg je dopuszcza, by cnoty podnieść
do najwyższego stopnia ufności, a wiarę utwierdzić, by się opierała na Miłosierdziu.

W miarę jak postępujemy ku Bogu, życie oczyszcza się i uświęca, i ulega przemianie.
Lecz kiedy się zbliża do końca, by się stać niebem i szczęściem, wszystkie cnoty oskarżają
nas o niedoskonałość, grzechy wydają się być większymi, w czynach naszych widzimy tylko winy i dary zmarnowane - słowem wszystko sprzysięga się przeciwko nadziei w Miłosierdzie Boże. Widziałem duszę świątobliwą w rozpaczy i nie z powodu grzechów, lecz że nie dosyć kochała Boga i nie dosyć korzystała z łask Jego. Nie sposób było wzbudzić u niej ufność
w Miłosierdzie Boże, aż dopiero uczyniła akt heroiczny: "A więc pójdę do piekła,
ale Ty Boże pójdziesz tam ze mną".

Nie należy więc zatrzymywać w duszy pokus rozpaczy i zniechęcenia, pokus przeciw ufności
w miłosierdzie Boże, ale trzeba je wyznać przełożonej i spowiednikowi, by nie wysuszać
źródła życia duchowego, które jest zarazem i cielesne. Smutek bowiem to mól, który toczy szpik w kościach.

Jak Bóg przebacza grzesznikowi? Z dobrocią i łaską, która oczyszcza, uświęca i upiększa, natychmiast daje szatę dziecięcą. Uniżamy się na chwilę przed sprawiedliwością,
by natychmiast otrzymać wywyższenie. Człowiek przebacza zawstydzając winnego,
nakłada dużo warunków, a dla wracających do błędów okazuje się zbyt surowym.
Bóg zaś zdaje się powiększać swe Miłosierdzie, im więcej przebacza. Najwięksi grzesznicy stają się Jego największymi przyjaciółmi po nawróceniu. Byle tylko była pokora i ufność,
każdy może być pewny, że będzie przyjęty dobrze. Przebacza On bezwarunkowo na zawsze, zapomina o grzechach naszych, zatapia je w morzu Serca Jezusa, a szkarłat występków staje się śnieżną niewinnością, skąpaną w Miłosierdziu Bożym. Już z nich nigdy nie będziemy oskarżani, nawet na sądzie ostatecznym, jak utrzymuje wielu teologów. Trzeba tylko otrzymać pełne przebaczenie i nie pozostawić w sobie resztek grzechu.


Bóg przebaczając przywraca nas do wszystkich praw, jakie posiadaliśmy przed grzechem.
Tak Piotrowi przebaczył i potwierdził w urzędzie. Przebaczając uszlachetnia, jak Magdalenę, której dał miłość zasługującą na pochwałę: "wiele umiłowała" (Łk 7,47). Aby nie zawstydzić jawnogrzesznicy, nie pyta nawet o jej grzechy, a oskarżycieli obwinia i stawia ją wyżej od nich wszystkich. Grzeszników czyni książętami swego królestwa, jak Mateusza i Pawła. Przebaczać - jest potrzebą Serca Jezusa i bolałby, gdyby nas miał potępić, jak boleje dziś, gdy wątpimy
w Miłosierdzie Boże i nie błagamy o przebaczenie.


Szczególnie jednak objawia swe miłosierdzie dla duchownych: zasługiwaliśmy może
na zrzucenie z godności, jako niesumienni urzędnicy w Państwie. A tymczasem wciąż przebacza i okazuje nam swe miłosierdzie obficiej, niż innym. Stąd winniśmy się uczyć wyrozumiałości dla grzeszników. Sami grzeszni i potrzebujący przebaczenia w przyszłości, jakże byśmy nie mieli przebaczać. Miejmy więc ufność w Miłosierdzie Boże, które się nigdy
nie wyczerpie. Czcijmy je, szerzmy ten kult, gdyż wieczność nie będzie zbyt długa, aby Mu dziękować za nieskończone Jego Miłosierdzie, które nam tyle razy przywróciło życie
i które nas zbawi w dzień sprawiedliwy.


EUCHARYSTIA - UŚWIĘCENIE ZAKONNICY
Pan Jezus w Przenajświętszym Sakramencie winien być początkiem uświęcenia zakonnicy: mieszka bowiem w domu Jego, jest żywiona przez Niego, słusznie tedy może żądać,
by dążyła do Jego woli, by pracowała pod Jego okiem i z miłości ku Niemu.

Należy pracować pod przewodnictwem Pana Jezusa i nic nie czynić, co by do Niego
nie prowadziło. Dwojakie są pobudki pracy: widoczna i ukryta. Pierwsza to głos dzwonka, rozkaz przełożonej. Działanie jedynie z tej pobudki może nie być wystarczającym do zasługi, gdyż się spełnia wówczas jedynie posłuszeństwo materialne, jak żołnierz na froncie.
To tylko ciało posłuszeństwa, a trzeba jeszcze wlać ducha, jakim jest połączenie wewnętrznego usposobienia, jak gdyby rozkazywał sam Jezus.

W tym celu przypominać należy obecność Pana Jezusa w Sakramencie Ołtarza i prosić Go,
by nas prowadził. Nie szukać Pana w Niebie, gdyż jest tu przy tobie, szukaj Go tu i tu znajdziesz. "Dlaczego nie korzystasz z obecności Mojej tutaj? - pyta może Pan Jezus
- W niebie jestem Bogiem chwały dla wybranych, a tu jestem Bogiem łaski dla walczących".
Przejmij się więc myślą o obecności Jego przy każdej czynności wielbiąc Jego, rzucając się
w myśli do stóp Jego, odrzucając wszelkie światło przyrodzone, wszystkie uczucia własne,
a radząc się Jego w każdej rzeczy. Proś Go o najlepsze środki, o najlepsze myśli, o najlepszy sposób do spełnienia tego lub owego, wyznając zarazem swe niedołęstwo i zaślepienie. Jak Chrystus czynił wszystko z natchnienia, tak samo działaj Jego Duchem, a On ci udzieli myśli, pobudek i wykonania, bądź narzędziem Jego Ducha, poddaj Mu wszystkie swe władze.

Spełniaj wszystko pod okiem Jezusa, by działać z odwagą, świątobliwością i upodobaniem.
Gdyby usunąć zasłonę postaci, ujrzelibyśmy Go tak, jak na nas patrzy, jak żebyśmy wobec
tego mogli Go obrażać? Żydzi w pretorium zakryli twarz Zbawiciela, gdyż nie mogli znieść
Jego wzroku. Gdybyśmy czuli ten wzrok Jezusa na sobie, bylibyśmy wiernymi, skorymi
i świętymi we wszystkim. Wprawdzie Bóg jest wszędzie, ale w Przenajświętszym Sakramencie jest szczególniej widoczny. Myśl więc, że Jego oko ludzkie ściga cię przez mury i nigdy cię
nie traci z uwagi.


Nadto działaj zawsze z miłości do Pana Jezusa. Nie po to tu jesteś, by wyrobić sobie jakieś stanowisko, nie po zapłatę, jak najemnica, lecz przyszłaś z miłości, by oddać siebie na ofiarę. Nawet rzeczy i środki, osoby i sposoby w zakonie są Jego, ale nie można tego brać za cel życia. Wszystkie te rzeczy są stworzone, mają swój koniec, czyż chcesz pracować dla ludzi? Jezus jedynie winien być celem miłości. Niech wszystkie twe sprawy z tej wypływają pobudki.
"Kocham Cię i aby Ci tego dowieść spełniam te czyny". Wszystko czynić na intencję
Komunii św., która winna być głównym punktem środkowym twego życia i dnia całego.


Wszystko ma być przygotowaniem i dziękczynieniem do Komunii św. Ona jest ostatecznym końcem wszystkich tajemnic życia Jezusa, niechże będzie końcem całego twego istnienia. Komunia winna być celem, a cnoty i dobre uczynki - środkami do doskonałego zjednoczenia
z Panem Jezusem. Mając cel taki wszystkie twe czynności staraj się zjednoczyć, by tworzyły bukiet, który ofiarujesz Zbawicielowi, gdy przyjdzie po raz pierwszy do Ciebie jutro. On nada ostateczną cechę doskonałości twym czynom, moc twoim zasługom, On odnowi i powiększy cnoty, zacieśni związek miłości, uczyni życie twe jednym aktem dziękczynienia, duszą i ciałem okazywać będziesz to życie Boskie, a życie twoje zakonne będzie miłe i słodkie. Bez niego
zaś będzie nieznośne jak na galerach lub katordze. Nie trać czasu na szukanie sposobów,
bo tu Jezus jedynie wielki - prawdziwy. Modlitwa do Maryi i świętych ma być tylko środkiem
ku temu, głównym zaś celem naszym winien stać się Eucharystyczny Pan Jezus.


JEZUS W EUCHARYSTII WZOREM TRZECH ŚLUBÓW
Pan Jezus w Eucharystii jest nie tylko źródłem świętości, ale i jej wzorem. Prawo
nie wystarczyło by nam, jeżelibyśmy nie widzieli wzoru w Chrystusie. W Eucharystii dopełnia On Ewangelię, w której czytasz słowa Jego, a tu patrzysz na Niego. Ewangelia jest księgą zamkniętą, a Chrystus w Eucharystii otwiera ją, rozwija, objaśnia i dowodzi, ponawiając ją
i dalej prowadząc w naszych oczach: "Pójdź i czyń podług wzoru, jaki Ci dałem".
Słowa te winny brzmieć zawsze wszystkim.

Jest wzorem ubóstwa. Niczego tu nie posiada, a wszystkiego oczekuje z miłosierdzia ludzkiego. Obecnie wskutek czasów wyjątkowych Kościół nie daje ślubów uroczystych, ale i śluby proste zobowiązują do nieużywalności dóbr według woli. Wszystko, czego tu używasz dało ci Zgromadzenie. Jeżeli mówisz, to jest moje, kradniesz. Strzeż się, by wyrzekając się wszystkich rzeczy, nie przywiązać się do drobnych, byś serca nie zatopiła w drobnostkach, jak dawniej
w wielości. Czy tedy jesteś swobodna względem każdej rzeczy? Wpatruj się w Chrystusa, czego zewnętrznie używa? Ani chwały, ani majestatu, ani żadnego przywileju, swego Bóstwa, ani władz żadnych człowieczeństwa. Tylko przynosi swą istność, z której się ogałaca po zniknięciu postaci. Bądźmy jak On ogołoconymi, nie posiadając niczego, oprócz naszej dobrej woli.
On przyjmuje jałmużnę dachu, sprzętów, bielizny. Można Mu to wszystko zabrać, a On tego
nie broni. Wyrzeka się nawet siebie. Nie gniewa się za ubóstwo, czyniąc je nieodłącznym towarzyszem drogi, byle tylko była dobra wola.
Jeżeli ci się sprzykrzy ubóstwo, wznieś oczy, patrz na Jezusa, On tam uboższy od ciebie.
On zachowuje tylko postacie chleba i wina bez przedmiotu. Gdy się tak wyzujesz ze wszystkiego, dopiero poczujesz wolność. Ubóstwo to niepodległość wyzwoleńca Chrystusa, Jego dobrowolnego niewolnika. Gdy zgromadzenia zakonne wzbogaciły się już zostały zgubione. W dniu, w którym zakonnica powie: "jestem bogata", przestaje być zakonnicą. Dopóki zaś pracuje i ufa tylko Bogu, wzrasta i rozwija się normalnie. Trzeba wprawdzie
myśleć o swych potrzebach, ale nie ufać i nie przywiązywać się do dóbr ziemskich.

Pan Jezus w Eucharystii jest wzorem czystości. Łaska czystości pochodzi od Pana Jezusa.
Komunia Święta ją daje, utrzymuje, powiększa, wzmacnia i broni. Pijesz w Niej Dziewiczą Krew Baranka bez zmazy, spożywasz Dziewicze Jego Ciało. Pan Jezus jest istotą czystości
w Eucharystii: nie łączy się z żadnym ciałem, nawet z przymiotami chleba, ponieważ niszczy
je i sam zostaje w ich miejscu, nawet z postacią widzialną, bo nie jest z nią złączony ani
w treści, ani osobiście.
On tylko przybiera formę bez podstawy, która Go dosięgnąć nie może. Stąd nauka, że nie powinnaś łączyć się z nikim inaczej jak tylko dla Pana Jezusa w przyjaźni. Żadnych tedy związków zmysłowych, żadnego zmieszania i zadowolenia choćby w myśli, gdyż trzeba być dziewicą sercem i ciałem. Profesja zakonna jest niby chrztem, niektórzy przyrównują ją do męczeństwa, zaczerpnęłaś w niej nową czystość, strzeż że jej pilnie i dlatego codziennie przystępuj do Komunii Św. W czasie pokus, gdy wydają się być groźne, przyjmij Komunię Św. duchową. Zagaś ten nieczysty płomień piekła ogniem miłości Bożej, który uspokoi burzę,
jak na morzu.


Ślub posłuszeństwa dopełnia ofiary zakonnej: mieści w sobie inne, wieńczy ofiarę z dóbr i ciała przez ofiarę z woli. Pan Jezus jest wzorem i tutaj. Jaka uległość bezwzględna, ślepa względem kapłana i wszystkich wiernych, przyjmują kiedy chcą i jak chcą jak niewolnika wszędzie niosą,nie uchyla się nawet świętokradcom. By tedy oddać hołd Jezusowi, bądź posłuszna przełożonej. Nie patrz na osobę, ani na czyn, który masz spełnić, bo tu Bóg przemawia
za pomocą rozmaitych narzędzi. Nie trać z oczu Eucharystii, by mieć siłę słuchać zawsze
we wszystkim, z pośpiechem i radośnie. Jak to Pan Jezus przychodzi, kiedy chcesz, a ty byś
nie poszła, kiedy On chce? Czyż jesteś wyższą od Niego? Bądź posłuszną jak Aniołowie,
którzy spełniają wolę Bożą, jak Jezus w Sakramencie Ołtarza.


Trzeba, aby Pan Jezus sam spełnił te cnoty, byś się stała jedną z Nim osobą w znaczeniu moralnym, by On ci dał życie, natchnienie, łaskę i zasługę, a ty byś działała jako członek
i narzędzie. Teraz już Pan Jezus nie może sam spełnić czynów zasługujących, bo już wstąpił
do swej chwały, jednak gorąco pragnie tego dla uwielbienia Ojca, chce odnaleźć dusze,
zdolne do zasługi, prac i cierpień. W tym celu łączy się z wiernymi, którzy się stają Jego członkami, a On ich wodzem, ich głową, ich sercem, udziela im swej łaski, poucza ich,
każe im działać, spełnia w nich czyny zasługujące i tak wraca do życia swego tułaczego
na ziemi. Ojciec widzi Go ubogim, czystym, posłusznym, cichym, pokornym, nasze czyny stają się Jego czynami.
Na tym polega życie nadprzyrodzone. Rozpocznijmy je, starajmy się zachować, ścieśniajmy
to zjednoczenie, nie czyńmy nic z nas samych, bo to nie będzie na chwałę Bożą i na szczęście nasze, ale wszystko z Jezusem, który będzie naszym Sercem, naszą myślą i duszą.
On chce zamienić życie nasze w swoje życie, swoją Osobą zastąpić osobę naszą,
byśmy działali przez Niego, w Nim i dla Niego na chwałę Ojca i w Duchu Świętym.


REGUŁA JAKO ŚWIĘTOŚĆ ZAKONNICY

Świętość zakonnicy zależy od pełnienia reguły Zgromadzenia, do którego ona należy.
Reguła mówi, jakie są zamiary Boże, jak chce prowadzić zakonnicę, jakie ześle łaski. Pobożność osobista i zachowanie tylko niektórych przepisów nic nie zdziała, gdyż wszystko dane jest całemu ciału, a członki czerpią życie tylko z połączenia z ciałem. Dlatego i w zakonie można się zbawić tylko w całości, czyli o tyle, o ile jesteśmy złączeni z całością. Otóż reguła jest duszą, która stanowi jedność Zgromadzenia. Bóg już nie żąda od ciebie świętości osobistej, a chce, byś się zjednoczyła z całym Zgromadzeniem, żebyś była żywym jego wcieleniem: nie człowiek święty, ale zakonnica święta winna być w tobie uwieńczona. Reguła tedy ma być twoim przewodnikiem, twoim najlepszym probierczym kamieniem. Trzeba ją przedkładać ponad wszystkie ponęty, trzeba się przejąć jej duchem, by sądzić o wszystkim z jej punktu widzenia. Za to otrzymasz trzy łaski przeciw trzem pokusom.

Reguła chroni od niestałości, która jest wielką przeszkodą do pobożności na świecie. Jest ona podobna do pewnego ruchu huśtawki: raz w górę, to znowu w dół. Reguła nie pozwala zbaczać w prawo i w lewo, ani się cofać. Bierze zakonnicę w objęcia i popycha ją i woła głosem przepisów, dzwonka i przełożonej: "naprzód!" A ponieważ wszystkie to samo czynią, więc się mnożą zasługi, przez współdziałanie pociągają nas te, które postępują w dobrym, tak, że nawet trudno pozostać w tyle. Miłość własna i Boża nakłaniają cię do postępu. Jest to tedy wielka pomoc przeciw słabości osobistej i wrodzonej niestałości.
Reguła chroni od występków, upadków i niedbalstwa. Kiedy chodzi o drugich, poświęcamy się wiele, a nad sobą - znajdujemy trudności, bo nam się zdaje, że już dosyć robimy. Karmimy się poświęceniem, jakby ono wystarczało za wszystko. Reguła wyznacza ćwiczenia do osobistego uświęcenia się, wyznacza godziny, w których tylko o sobie myśleć powinnaś - pracować
w sobie dla Boga. Bądź temu wierną. Te ćwiczenia to pokarm twej duszy, twoje duchowe życie, gdyż przez nie tylko utrzymujesz ducha gorliwości. Nic ci ich zastąpić nie może. Jakież pod tym względem złudzenie: chcemy pracować i zawsze walczyć, a walka ta nie posila, ale rany zadaje. Wszystko, co uczynisz dla drugich nie równa się w wartości temu, co ci reguła nakazywała dla siebie, a tyś tego zaniedbała.


Najsłuszniejsze przyczyny są tylko pozorami dla osłonięcia gnuśności i miłości własnej.
Więcej znaczy walczyć przeciw sobie, aniżeli przeciw wszystkim zbrodniom świata.
Trzeba się zwrócić do Boga, nim się zwrócimy do ludzi. Nie ma ćwiczeń pobożności osobistej, jeżeli się regule sprzeciwiają, albo prowadzą do zaniedbania tego, co ona zaleca.
W tych ćwiczeniach masz obfitą łaskę zlaną na całe Zgromadzenie, a w osobistych ćwiczeniach kropeleczkę łaski osobistej. Zresztą opuszczać ćwiczenia wspólne dla osobistych, to źródło wszelkich złudzeń.


Reguła broni od niebezpieczeństwa przesady, która jest podstawą złudzeń w życiu duchowym.
U młodych serca są gorące i wyobraźnia łatwo się zapala. Widzą u świętych nadzwyczajne objawy pobożności, znajdują w książkach opis tajemniczych dróg i chcą wejść na nie. Tymczasem przez tamte czyny Bóg w pewnych okolicznościach chciał tylko okazać świętość,
a nie pomnożyć, gdy przepisy reguły zmierzają do pomnożenia świętości. Gdyby ci święci żyli w tych warunkach, co my i mieli takie same przepisy, możemy ich naśladować, a jeżeli nie, zostawmy ich.


Jeżeli cię Bóg chce mieć fiołkiem, dlaczego pragniesz być cedrem? Składając śluby zakonnica wyrzeka się wszystkich dotychczasowych praktyk, a zobowiązuje się tylko do reguły. Możesz zatrzymać dla praktyk innego Zgromadzenia tylko szacunek, ale tu ich nie stosować. Zachowaj praktyki zwyczajne, a strzeż się nadzwyczajnych. "Magni passus, sed extra via" mówił Augustyn o praktykach Rzymian stoików. Ten, bez zwątpienia będzie zbawiony kto zachowa tę regułę.
Ten kto zachowa tę regułę, bez wątpienia zbawiony będzie. Komentatorką żywą reguły powinna być przełożona Zgromadzenia, do której trzeba się zwracać w wątpliwościach.


Zachować regułę dla swego Zgromadzenia, które masz kochać miłością dziecięcą, przejęta
dla niej wdzięcznością za szczęście i uświęcenie. Nigdy dostatecznie nie wywdzięczymy się matce, która żąda jedynie posłuszeństwa i wierności regule, której jeżeli nie zachowasz,
zgubisz rodzinę i zabijesz swą matkę, czynisz rewolucję i niszczysz swe Zgromadzenie.

Należy się starać, by Zgromadzenie rozszerzać, zjednywać nowe towarzyszki, a uczynisz
to przez miłość i zachowywanie swej reguły. Inaczej Zgromadzenie będzie usychać
od korzenia, gdyż zabraknie ogniska życia. Po was sądzić będą o Zgromadzeniu,
którego promieniami jesteście, przyświecajcie światłem, a przyjdą do niego.

Wreszcie trzeba dopomagać Zgromadzeniu do osiągnięcia swego celu, jakim jest uwielbienie Miłosierdzia Bożego, przez czyny miłosierdzia względem dusz zbłąkanych. Otóż uwielbić Boga potrafisz tylko według łaski zakonnej, która do reguły jest przywiązana. Wielkie niebezpieczeństwo powstaje, gdy nie jesteśmy wierni pierwszej łasce, jaka była
dana Założycielom Zgromadzeń. Tymczasem pojawiają się osoby, które sądzą być powołanymi do zmiany myśli Fundatorów, do zrobienia czegoś lepszego. Tymczasem Bóg błogosławi tylko Założycieli, a nie Reformatorów.

Reguła pochodzi od Boga, który dał łaskę Fundatorowi, piszącemu cierpieniem i łzami.
Czym zatem Ewangelia dla Kościoła, tym dla ciebie winna być reguła. Niech tedy wszystkie
jej słowa będą dla ciebie świętymi: "Jeżeli kto odważy się dodać do niej cokolwiek... albo ująć jedno z niej słowo, niech Bóg wymaże imię jego z księgi żywota i wypędzi go na zawsze
z miasta świętego"(Ap 22,19-21).


ŚLUBY ZAKONNE

"Obrałem być najpodlejszym w domu Boga mojego, niźli mieszkać w przybytkach niezbożnych" (Ps 83,11). "Otwórz mi siostro moja, przyjaciółko moja, otwórz mi" (Pnp 5,2).

Tak przemówił dnia pewnego Bóg do ciebie. Poznałaś ten głos umiłowanego, otworzyłaś
i poszłaś za Nim. Pozwoliłaś wejść Panu, by był nad wszystkim, co do ciebie należy.
Obiecał ci nawzajem swoje dobra i łaski, a teraz musisz podpisać układ. Ojciec Niebieski przyjmuje cię w imię Syna swojego: przyjmuje twoją ofiarę i osobę a w zamian przyrzeka ci Osobę Jezusa Chrystusa i Jego łaski. Notariuszem tego aktu jest Ojciec Święty, a przełożona zastępuje jego miejsce i przyjmuje śluby w Jego imieniu. Jesteś teraz wolna, a gdy podpiszesz, nikt nie unieważni tego aktu. Wprawdzie następuje zwolnienie od ślubu, ale on to czyni
z wielką trudnością, z przymusu, gdyż nie zawsze zwolni od ślubu Pan Bóg, który jedynie zna tajemnice serca i wie, czy są wystarczające przyczyny, które podajemy, aby rozwiązać łańcuch miłości. Wątpliwość straszna, którą nosi ze sobą zwolniona. Lepiej nie ślubować, jak nie dopełnić ślubów, gdyż podpisujemy te śluby krwią własną.


Ślub jest to kontrakt darowizny, który wymaga obustronnej opłaty. Cóż oddasz? Oddaj wszystko bez zastrzeżeń, które zwykle kryją ostrożności i psują daru szczerrość, a więc: świat i jego dobra, zdolność i możność zostania celem czegokolwiek, ciało i duszę, umysł i serce na zawsze, nigdy nie żądając zwrotu. A co da Pan Bóg? Chyba się nie zadowolisz zapłatą stokrotną Piotra, lecz zażądasz jak św. Tomasz z Akwinu: "Ciebie samego i nic jak Ciebie".
To dopiero zapłata.
Na jak długo podpisujesz ten kontrakt? Na zawsze - oddanie swej wolności w kole zamkniętym,
by z niego nigdy nie wyjść. Nie przypatruj się temu, co dajesz, bo to i tak do Boga należy.
Patrz tylko na łaski, jakie ci wyświadczył, na miłosierdzie, którego godną nie byłaś.
Oto wchodzisz do uprzywilejowanej rodziny w Kościele. Daj wszystko, coś nabyła z zasług
i cnót i co nabędziesz w przyszłości przez twe czyny, prace, cierpienia, ofiary i modlitwy.
Może nic nie posiadasz - pożycz cnoty i łaski od Jezusa i Maryi, byś mogła się podobać
Ojcu Niebieskiemu. Pamiętaj, że nie będziesz wolną od pokus, które szatan wzniecać będzie,
byś oddała zpowrotem za złoto: nie patrz na nie jak św. Antoni.


Ślub jest uświęceniem się szczególniejszym. Jak dawniej ofiary były oddzielone od reszty,
by się stały własnością Pana, tak profesja jest poświęceniem w prawie nowym. Nie znasz już
ani imienia, ani miejsca, ani stanowiska, ani przeznaczenia żadnego, lecz stajesz się rzeczą
i własnością Boga. W tym celu On cię uświęca i uszlachetnia, byś była godną służby Pana tak wielkiego. Sługa nosi liberię swego Pana, a Pan daje ci habit, by uczynić twoje śluby jawnymi
i przeznaczyć wobec wszystkich do służby w swoim Królestwie. Odtąd strzeż honoru swego Pana i barw, które nosisz. Jesteś już szlachcianką Zbawiciela i arystokracją Kościoła.


Jak dworzanie na dworze Króla stanowią jego siłę i zawsze stają w pierwszym rzędzie
do obrony kraju, z odwagą narażają się na wszelkie niebezpieczeństwa, tak zakonnica winna być w pierwszym rzędzie, by bronić osoby Jezusa i Kościoła, być zawsze na Jego rozkazy
i iść tam, gdzie pośle, czy na morze, czy do najdalszych krajów. W ten sposób łączą się
z kapłaństwem potęgą poświęcenia zakonnego. Już ich nic zatrzymać nie potrafi. W ten sposób zakony są zdobywcami, gdy świeccy duchowni pasterzami, czasami niestety stróżami grobów.


Profesja wreszcie jest zawarciem związku z Chrystusem. On cię dopuszcza do swego towarzystwa, dostarcza ci łask i środków w spółce, a żąda w zamian pracy i ofiary.
Trzeba, byś się złączyła z Nim węzłem przywiązania do Jego interesów i miała tylko ten cel
i to zadanie - Chrystus. Przysięgasz teraz, że pracować będziesz zawsze tylko dla Jezusa, nieodwołalnie dla Niego, nie szukając siebie w niczym i nigdzie. Niechże On będzie twą siłą, byś się nigdy nie cofnęła, byś walczyła na śmierć i życie.


Źli ludzie łączą się w towarzystwa do złego i przysięgają wytrwać pod karą śmierci: już się wycofać z pęt szatańskich nie mogą. A czyż ty inaczej zechcesz służyć swemu Panu? Przez profesję dajesz zobowiązanie do zupełnego wyrzeczenia się i wyniszczenia swej miłości,
a jeżeli zażąda Pan męczeństwa, poniesiesz je dobrowolnie. Umrzeć na polu bitwy w Kościele to wielki zaszczyt, to wielka chwała dla Boga. Jakież to szczęście! Bo oto sam Pan Jezus wyjdzie na spotkanie i weźmie cię w swoje objęcia. Niechże twoja profesja będzie męczeństwem ubóstwa, posłuszeństwa, czystości. To jest najpiękniejszy dzień w twoim życiu, bo to jest dzień miłości.


ŻYCIE UKRYTE - PRACA
Chrystus Pan w Nazarecie nie był przełożonym, ani kapłanem, ani kaznodzieją, lecz był zwyczajnym zakonnym braciszkiem. Trzydzieści lat pracy zapomnianej, cichej, pracy żmudnej, fizycznej. Praca jest prawem całego życia zakonnego, nawet i w późnym wieku. Św. Klara pracowała na łożu śmierci pracą ręczną.
Zbawiciel - największy talent świata i geniusz, ideał wiedzy to wzór dla pracujących.
Światłość niestworzona - pociecha Aniołów, mogący stworzyć nowe światy. Wykonuje najpospolitsze prace w ramach swego domku. Nie oddawał się jakiejś wzniosłej sztuce,
ale obrał najpospolitsze rzemiosło. Nie ma biura, nie otaczają Go uczeni, nie ma sekretarzy,
doradców i pomocników.
Jest to zwyczajny rzemieślnik w zapadłej mieścinie, żyje przy rodzicach, jak i On ubogich.
Na początku ery chrześcijańskiej pokazywano podróżnym i pielgrzymom prace, które miał własnoręcznie wykonywać Zbawiciel: były to jarzma zwierząt, proste pługi, najpospolitsze drzwi itp. Wyniki pozornie bezwartościowe - talent zagrzebany.

Jakże często zdarza się w zakonie, że się czujemy pokrzywdzeni, że urząd i praca nam powierzona wydają się za niskie, nieodpowiednie do naszego uzdolnienia, nie zastosowane
do naszych sił i talentu. A tymczasem każde zajęcie jest drogie i cenne, bo najlichsze, najpośledniejsze jest zroszone potem Jezusa, pokryte kurzem Jego warsztatu i na nim oko zakonne, wierzące znajduje ślady rąk Chrystusowych. Praca Pana Jezusa była trudną i ciężką, gdyż za pokarm służyła marna potrawa: kukurydzowy placek, trochę oliwy, woda z winnym kwasem. Za miejsce spoczynku - mała izdebka i mata z sitowia rozciągnięta na ziemi.
Za ubranie - sandały drewniane, płaszcz płócienny, ręką Matki sporządzony.

Patrz na pracę Zbawiciela w tych warunkach wykonywaną, bo i my mamy pracować podobnie. Praca ta przynosiła upokorzenie, gdyż trzeba było pracować z dnia na dzień przy niepewnym jutrze. My nawet takiej pracy nie mamy. W zakonie inni za nas myślą o wszystkim, a Chrystus radował się, gdy Józef przynosił ubogi zarobek, gdyż wszyscy tam żyli z dziennej zapłaty.
Praca Chrystusa była bez zmiany, monotonna, nieustanna, szara, nudna, jakiej nawet
w zakonie nie znajdziemy. Tu bowiem, jeśli praca nie idzie w jednym urzędzie, dają inną, bardziej dostosowaną do zdolności, sprytu, talentu, przy tym tu jest pewna rozmaitość.
A w pracy Chrystusa choćby chciał rozmaitości znaleźć nie mógł. Jakaż to dla nas tajemnica
i nauka głęboka. Do zakonów bowiem hasła świata powoli się wciskają przez szczeliny.
Trudno tu mówić o mrówczej pracowitości - o prawdziwym umiłowaniu pracy, a stąd przypuszczalnie płynie i trudność owocności tej pracy.

Chrystus musiał zawsze podporządkować się woli św. Józefa, stosować się do okoliczności
i warunków wykonywania pracy i to codziennie, bez przerwy. Uczy się z wielką pokorą
- On źródło wiedzy, z jakim pietyzmem przyjmuje wskazówki, spełnia wszelkie polecenia
z radością, przyjmował uwagi z zadowoleniem. Tymczasem w zakonach uwagi wywołują grymasy, niezadowolenia, niesmaki. Tam często wielu się zdaje, że przełożona nie może wtrącać się do pracy, bo my przecież wiemy najlepiej jak ją wykonać.

Chrystus przy pracy wciąż spogląda na krzyż, szuka krzyża, w godzinach samotnych ogląda duchem kolumnę biczowania, widzi siebie w Pretorium Piłata, słyszy wołania "na krzyż"
( J19,6).
Gdy weźmie kloc drzewa, przypomina, że kiedyś inni ludzie z podobnego kloca
uczynią krzyż i przybiją Go doń. Te myśli nie odbierają ochoty, energii i nie ostudzają zapału.
On bowiem pragnie ofiar największych dla chwały Ojca. W krzyżu pracy widzi nieśmiertelność
i szczęście moje.


Wglądnijmy do wnętrza serca Jezusa przy pracy. Oto pracuje wytrwale, ze świętym spokojem,
bez skargi, gdyż widzi tu wolę Ojca. Pracuje z wdzięcznością. Wie, że Ojciec zawsze działa
- pracuje, chce jako człowiek brać czynny udział w pracy Ojca. Pracuje z męstwem, w głodzie, chłodzie, bez małoduszności i zmiany, a siły czerpie z Boga. Wyniki pracy pozornie są nikłe,
ale On ją błogosławi i nagradza.

Przynieśmy tedy Chrystusowi każdy rodzaj pracy i spytajmy, czy On jest z niej zadowolony.
A gdy zgani, prośmy, by oczyścił intencję naszą w pracy.


O POKOJU DUSZY I ROZPOZNAWANIU DUCHÓW

Po rozważaniach o śmierci, grzechu i innych prawdach wiecznych może powstać w duszy
pewien zamęt, spowodowany przez wroga naszego, którego ataki trzeba odpierać siłą.
Kusił on i Chrystusa, który Apostołów pozdrawia słowami: "Pokój wam"(Łk 24,36),
po zmartwychwstaniu, gdy ci zbierali się na modlitwę wspólną. Pokój winien być owocem rekolekcji. Z tym pokojem mamy powrócić do codziennych spraw i obowiązków. On buduje, pociąga, przynosi ulgę, osładza, dodaje sił do przetrwania walki i najgorszych chwil.


Szatan zaś wprowadza zamęt i niepokój. Dlatego trzeba znać naukę o rozpoznawaniu duchów.
Właściwością dobrego ducha jest dodawać odwagi, siły, otóż gdzie brak jest tego, tam działa zły duch. Są cztery warunki, czyli cztery elementy tego pokoju: pogoda ducha, spokój duszy, prostota serca, węzeł jedności, wspierający się na zakonnej miłości. Pogodę ducha można porównać do nieba jasnego bez chmur, ona tę jasność sprawia, rozprasza chmury deszczowe, gradowe, smutne, zrozpaczone, ciężkie i tak jasno przemawia, pociąga umysł i rozjaśnia, jak ciepły wiatr od południa.


Spokój duszy wywołuje myśli potrójne: dusza nie doznaje smutku, zwątpienia lub zniechęcenia, bo wiara w Opatrzność i Miłosierdzie Boże mówi, że Bóg jest Ojcem troskliwym o duszę i bez Jego woli nic złego nas spotkać nie może. "Wszelkie troski wasze składajcie na Boga, gdyż On ma pieczę o was" (1P 5,7). "A wiemy, że tym, którzy miłują Boga, wszystko pomaga ku dobremu" ( Rz 8,28), powiada święty Paweł. Więc, gdy na duszę przyjdzie apatia, niechęć i niemoc, trzeba wszystko kierować do Miłosierdzia Bożego i ufać, że Bóg pośpieszy z pomocą. W duszy gruntuje się przekonanie, że wszędzie, zawsze i we wszystkim mogę służyć Bogu i być doskonałym. Ta prawda uzależniona jest od mojej woli.

Praca ta trudna, ale całkowicie dostosowana do moich sił, natury i woli, która dużo może kiedy musi, a stokrotnie, kiedy chce. Zewnętrzny mus dokona wiele, ale więcej kiedy naprawdę chcemy. Dlatego świętość nasza uzależniona jest od naszej woli - najsumienniejszego spełniania obowiązku. Te trzy myśli muszą rozproszyć najbardziej posępne usposobienie,
a wytworzyć jasne, przejrzyste i pogodne. Dla szatana pogoda wewnętrzna to rozpacz
i doprowadza go do wściekłości.
On chce doprowadzić do burzy, wywołać chmury gradowe, dlatego baczność! Do wytrwania
w pogodzie ducha doprowadzi nas wyobraźnia, którą trzeba trzymać na wodzy, poznać jaką jest. Nie jest ona jednakowa u różnych dusz, a nawet u jednego człowieka, gdyż przybiera różne kształty. Przyrównać ją można do zwierciadła, które może być wypukłe, wklęsłe i płaskie. Pierwsze - przedmioty powiększa, zniekształca i przedstawia ujemnie. Drugie - przedmioty zmniejsza i przedstawia pociągająco i ponętnie, chociaż są i nie piękne. Trzecie wreszcie przedstawia, jakim jest przedmiot, ale nie pokazuje, gdzie się on znajduje. Zwróćmy uwagę
na wyobraźnię, która inną jest u osób świeckich, a inną u osób zakonnych.


Pierwsze zwierciadło to u osób zakonnych skwaszonych, zgryźliwych, niezadowolonych
ze wszystkiego. Niewiadomo, czy taka osoba się kiedykolwiek uśmiecha, czy nawet w ogóle rozumie, co to jest uśmiech. Wzrok ma nieufny, skryty, posępny. Powierzchowność zachmurzona zdradza podejrzliwość. Niech ktoś nie tak popatrzy, jak ona sobie życzy, przepaść otwarta przed nią. Niech przełożona spojrzy okiem suchym, bo jest zakłopotana, wówczas wszystko zaczyna analizować, rozbierać, stwarzać podejrzenie, sądy opaczne, ogarnia ją smutek, w którym znika spokój i powołanie. Niech kto powie płoche, nieoględne słówko,
zaraz wyobraźnia wypukła powoduje przygnębienie, a czarne chmury przyćmiewają
i uniemożliwiają pożycie.

Gdy chodzi o interes własny, o mnie, to ja dla dodania sobie bodźca biorę drugie zwierciadło wklęsłe - pomniejszam winę własną, widzę ją w swoim tylko naświetleniu, ubieram się
w dodatki w tym celu, by skupić na sobie uwagę innych. Taki człowiek w oświetleniu prawdziwym ciężkości swych błędów nie zrozumie. To drugie zwierciadło jest więcej niebezpieczne, gdyż posługując się nim dusza zakonna występuje wbrew własnemu
sumieniu, byle nie zasmucić otoczenia.

Gdy chodzi o pogodę życia zakonnego trzeba mieć trzecie zwierciadło -zdrową i prostą wyobraźnię, która nam ukazuje, jakimi jesteśmy w rzeczywistości i mówi nam prawdę w oczy. Jeżeli wyobraźnia będzie zdrowa, uchroni nas od grymasów przeczulenia na punkcie własnej osoby. Jest ona pierwszym elementem do stwarzania trwałej pogody ducha. Na ten pokój duszy trzeba mieć pogodę ducha, bo zakłócić go potrafi małe wejrzenie.

Uczyńmy teraz rzut oka na przeszłość. Są ludzie, którzy lubią się grzebać się w sobie,
dopatrując się winy większej niż była. To niedobrze: nie wracamy do śmietniska, gdyż i Bóg zapomina o grzechach naszych po przebaczeniu. Po co wyziewami złego zatruwać ducha
i robić z siebie zwierzę drapieżne, pozbawiając się energii, pogody i osłabiając wolę,
a tymczasem rzeczywistość z oczu ginie. Przyszłości lękać się również nie powinniśmy,
gdyż kto miłuje, ku dobremu wolę swą skierowuje. "Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13).


Prostota serca to obraz dziecka: szczere, proste, otwarte, bez pozy. Zgodność zewnętrznych przejawów z wewnętrznym stanem, bez obłudy, udawania, pozowania, nie ma ubocznych względów, nie kieruje się zasadami świata ani zmysłowymi podmuchami. Dziecko pociągające to jasny wyraz tego, jaką prostota być powinna.

Czwartym elementem pokoju jest węzeł jedności, zgodne i serdeczne porozumienie się
z siostrami. Bez niego życia zakonnego pojąć nie można. Tę zgodę Chrystus przekazał Apostołom w testamencie i o nią głównie błagał Ojca Niebieskiego w modlitwie przed męką: "Spraw Ojcze, aby oni byli jedno, jak Ty i Ja jedno jesteśmy" (J17,21). Chrystus Pan nazywa znak, po którym można poznać Jego uczniów - to miłość. A psalmista woła: "Jak ważną jest rzeczą i dobrą mieszkać razem z braćmi" (Ps 133,1). Istotnie miłość jest dopiero węzłem pokoju.


O MIŁOŚCI SIOSTRZANEJ

"Synaczkowie miłujcie się wzajemnie - mawiał Jan Apostoł, gdy już w podeszłych latach miewał kazania do uczniów - To jedno spełnijcie, a wystarczy wam ono za wszystko". Istotnie miłość jest koniecznym warunkiem utrzymania ducha i równowagi wewnętrznej, ona daje szczęście życiu zakonnemu. Jeżeli w nią się wmyślimy, przekonamy się, jak nam brak tej prawdziwej delikatności, potrzebnej do zespolenia naszego życia. Mówią nam o tym rachunki sumienia, że największym uchybieniem, niedoskonałością, jaką napotykamy w życiu zakonnym, to brak prawdziwej miłości bliźniego, o której trzeba często mówić. Bóg dał światu zasadnicze trzy prawa, a każde z nich potrąca o miłość.

Prawo naturalne - obchodź się z drugim, jak chcesz, by się obchodzono z tobą. Prawo Mojżeszowe - jak sam sobie życz tak innemu. Wreszcie prawo łaski - abyście się społecznie miłowali, jak ja was umiłowałem. Aby się po mistrzowsku przejąć zasadą miłości bliźniego przypatrzmy się dwom pobudkom miłości, która winna stać się naszym ideałem, przejść
w czyn naszego zakonnego życia i opromienić każdy dzień, każdą przykrość i być nagrodą
za opuszczenie wszystkiego.

Nakaz Chrystusa: "To jest przykazanie moje, abyście się społecznie miłowali"(J 15,12).
Dla nas ten nakaz jest ścisłym obowiązkiem, wynikającym z dążenia do doskonałości:
mamy upodobnić się rozumem, sercem i wolą do Chrystusa pod każdym względem.

Druga pobudka z rozumu: jesteśmy dziećmi jednego Ojca, członkami mistycznego ciała - Kościoła, zespala ta sama wiara, karmi też Eucharystia, ma więc i miłość ożywiać. W zakonie nadto stanowimy rodzinę: ten sam Oblubieniec, to samo niebo, ta sama nagroda, te same cele.
Miłość wzajemną można nazwać probierzem miłości Bożej. Miłość nadprzyrodzona i siostrzana wypływają dwoma strumykami z tegoż samego źródła miłości Serca Bożego. "Jeśliby kto rzekł,
że Boga miłuje, a bliźniego miał w nienawiści, kłamcą jest" (1J 4,20),
mówi św. Jan Apostoł. "Chcesz się dowiedzieć, czy kochasz Boga, patrz, czy kochasz bliźniego", mówi św. Teresa.
"Po tym poznają, że jesteście uczniami moimi, jeżeli miłość jeden ku drugiemu mieć będziecie" ( J13,35), powiada Pan Jezus. Miłość wzajemna to umiłowanie cnót Chrystusowych:
nauczył jej życiem, dowiódł krzyżem, a stwierdził Eucharystią, objawił św. Małgorzacie.


Miłość zakonna różni się od świeckiej, która się opiera na węzłach krwi, interesu, jest krucha,
nikła i niestałe ogniwa. W zakonie trwały węzeł jednoczy zebranych z różnych krajów, stanowisk, pochodzenia, charakteru, usposobień, wyrobienia, wykształcenia, sprytu, ofiarności, a to wszystko żyje wspólnie, pracuje, zespolone, zjednoczone tworzy węzeł harmonijny przez miłość. Ta różnorodność musi działać z tych samych pobudek, dążyć do tych samych celów, dzielić dolę i niedolę, stworzyć jednolitość, a w niej miłość. Węzeł przyrodzony tego nie potrafi uczynić. Trzeba tu koniecznie miłości wyższej, bez której zakon będzie piekłem /św. Hieronim/.


Miłość winna być duszą życia zakonnego, ozdobą Zgromadzenia, podwaliną świętości, doskonałością życia, pociechą i nagrodą. Opanowana, cnotliwa miłość własna ma być miarą, Chrystus nie żąda równej miłości, ale podobnej - to promień czysty, wypływający z miłości własnej. Pragnę dla siebie dobra, radości, szczęścia, to samo dla drugich. Mamy widzieć bliźniego w sercu Bożym, wówczas zrozumiemy myśl Pawłową: "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest." (por. 1Kor 13,4-8).

Staniemy w tym pięknie, jeśli w myślach, w słowie, przejawiać się będzie nasza miłość ofiarna, szczera i prosta. Strzec się trzeba porywczości, podejrzliwości i zazdrości. Powodem potępienia są pozory tym nieszczęśliwsze, że widzimy źdźbło w oku bliźniego, a kloca we własnym oku nie spostrzegamy. Z czynności zewnętrznych nie można wyrokować o pobudkach, z jednego wypadku o charakterze, bo stąd płynie lekceważenie bliźniego. Trzeba przebaczać, a my urazy chowamy w duszy. Za jedno słówko zakopane w duszy serce długo wonieje urazą. A antypatie? Że się niby nie gniewa, ale przy spotkaniu głowę odwraca, udaje, że nie słyszy.
Miłość winna się objawiać w słowach: "Każde słówko umaczać w słodyczy Boskiego Serca,
a potem je wypowiedzieć" (św. Franciszek Salezy).


Strzec się słów ostrych, złośliwych dowcipów, sarkazmu, żartów zasmucających, ostrych sprzeczek, aby bliźniego nie ranić mieczem języka. Bajka Ezopa, który jako niewolnik
na rozkaz pana kupienia rzeczy najlepszej przyniósł 4 ozory, a gdy kazano mu kupić rzecz najgorszą, przyniósł również cztery ozory wołu: "Język to najlepszy dar bogów, a najgorszy
na usługach zła",
powiedział panu.
Baranka wszyscy gładzą, a od jeża to i pies ucieka. Dobroć, uprzejmość w obejściu, delikatność
i pogoda, mała usługa, pociecha zniewalają serce i podbijają je. A u nas często samolubstwo. Trzeba tedy unikać nieczułości, ponurości, drażliwości, opryskliwości, szorstkości, rubaszności, gburowatości, zarozumiałości, co lekceważy wszystkich i wszystko, afektacji, wyrażającej się
w tonie mentorskim, buńczuczności, co sobie pokłon oddaje.


Jak nam trzeba miłość zachować, jak dojść do niej, jak ją uprosić i wyrobić sobie ducha pokory
i wiary. Jeżeli miłość kwitnie na ziemi w zakonie, to zakon daje przedsmak nieba i błogiego pokoju. Badajmy tedy siebie, zrozumiejmy, czym jest miłość i umiłujmy ją czynem, a wtedy
w życiu zakonnym nie będzie najmniejszego trudu, bo miłość wszystko ułatwi, zrozumie
i wszystko przetrwa. Trzeba usilnie się starać, by miłość była wypełnieniem i dopełnieniem zakonu. Rozlewając miłość na ziemskie istoty - siostry, nie wolno nam uszczuplać miłości Bożej, a coraz bardziej ją potęgować, kochać je tylko dla Boga.


WYBÓR APOSTOŁÓW

Zakończyliśmy przeszłość naszą spowiedzią i teraz już jej nie rozdrabniajmy, nie szukajmy już win w niej, ale mówmy z Apostołem: "Tego co nazad jest zapominam, a do tego co wprzód wyciągam ręce"/Flp 3,13/. Jeżeli szatan zechce budzić w nas lęk, małoduszność, zamknijmy drzwi duszy naszej przed nim, a otwórzmy serce dla Pana Jezusa, który po 40 dniach rekolekcji z całą starannością ogląda się za uczniami, szukając pociechy dla swego apostolskiego serca.
Uczynił to i dla mnie, bo gdy się oglądam, spostrzegam dla pociechy serca swego korzonki powołania świętego. W tej godzinie powołania Apostołów widzę ziarnka łaski Bożej,
które po tylu wiekach wpadają do mojej duszy, dostrzegam tam podkłady swego życia.
Raz po modlitwie nocnej na Górze Tabor, wychodzi do uczniów rozpromieniony, obejmuje
ich miłosnym spojrzeniem i wywołuje 12 Apostołów. Wkłada na nich swe Boskie ręce i widzi wszystkie wieki przyszłe, założycieli zakonów i mnie, bo Jego wejrzenie wówczas i mnie dosięgnęło.


Pod względem powołania można ludzi podzielić na dwie kategorie: warunki naturalne
u jednych (pochodzenie, stanowisko, stosunki) i okoliczności nadprzyrodzone u drugich. Niektórzy z uczniów cisną się sami, by być przy Chrystusie, oni powołania nie mają.
Takich Chrystus nie potrzebuje i do grona swego nie dopuści, bo też pobożnych trzeba
i w świcie.


Do drugich Chrystus sam mówi: "Pójdź za mą" (Mt 9,9). Daje im skarb powołania, a oni nie chcą
i nie korzystają, jak ten bogaty młodzieniec z Ewangelii. Kogóż więc Chrystus powołuje?
Ze wszystkich warstw i klas społecznych: z rybaków Szymona, Jana i Andrzeja; z lepszego stanu Natanaela i Mateusza. Nie wyklucza ludzi zamożnych, ale najchętniej otacza się biednymi, daje pierwsze miejsce szczerym, otwartym, szlachetnym, chociaż nieco próżnym
i niepozbawionym innych przywar. Widział w nich gotowość współpracowania z łaską Bożą.
Nie wyklucza i grzeszników, w których pod twardą powłoką widzi szlachetność.
Nikt ze względu na stanowisko, ustosunkowanie, majątek wynosić się nie może.
W tej mozaice członków, w tym skupieniu ludzi rozmaicie obdarzonych, a cieszących się jedną łaską powołania, ma odtwarzać się harmonia na jedną nutę chwały Bożej w miłości serdecznej. Wszelkie przymioty naturalne znikają, bo są wsparte na niewzruszonej łasce powołania.


Łaska pociągnęła serca grube, dzikie, nieokrzesane, wzniosła z życia codziennego wzwyż
ku Bogu, uczyniła z nich naczynia wybrane, roznoszące po świecie imię Chrystusa. Nie na zdolnościach zewnętrznych, nie na stanowisku i pochodzeniu polega ta moc Apostołów, ich znaczenie i owocność pracy, ale na łasce. A ta łaska powołania wypływa z głębi Miłosierdzia Bożego i nie można jej sobie wysłużyć. Jakże ją cenić potrzeba, jak dbać o nią, jak ją pielęgnować, jak starać się jej odpowiedzieć w życiu, bo to objaw największego Miłosierdzia Bożego. Pan Jezus na modlitwie rozmawia z Ojcem o przyszłych rządach: widzi papieży, kapłanów i o moim powołaniu pamięta, przenika bowiem wszystkie czasy i widzi je.
Już wówczas powołał ich i mnie do najściślejszej z sobą jedności, byśmy zawsze byli
z Nim zjednoczeni, na pustyni, w Getsemani i na Kalwarii.


Po Zmartwychwstaniu skupił Zbawiciel zgromadzenie, którego ośrodkiem jest On, jest punktem ciężkości i życia zakonnego. Jego muszę studiować, naśladować, przez Niego dojść do cnoty, przez Niego mam zostać świętą. Jego poznawać i ukochać mam, Jemu zawdzięczam zdobywanie cnoty, gdyż drogą do życia jest On, Chrystus. A my czynimy opacznie: chcemy się upokarzać da siebie, a to trzeba czynić dla Zbawiciela i z Nim być razem. Gdy przy krzyżu Zbawiciela radośnie trwać będę, On mnie skutecznie pociągnie, bo chce mnie mieć przy sobie. A ja często w kącie sama. Otrzymam rozkaz ciężki, bolesny, wstrętny. Któż mi sił doda?
myśl o posłuszeństwie Zbawiciela.

Ćwiczenie duchowne idzie trudno: żadne uczucie nie przemawia do serca; po co wtedy
gonić za myślą i męczyć się? Szukajmy stóp Chrystusa i jak Magdalena rozmawiajmy z Nim, ogrzewajmy się promieniami Jego miłości, a znajdziemy Boga nie siebie. Odnawiajmy w życiu codziennym swe śluby po Komunii św. On wtedy Sam jest.

Jezus powołał uczniów do godności Apostolskiej: "oni mieli być Jego zastępcami, źrenicą Jego oka. I my powołani do tegoż. Bo Chrystus powołał do wspólności życia zakonnego z życiem Zbawiciela. On nasze szczęście. W Nim żyć i poza Nim niczego nie pragnąć. A ja nie daj Bóg, bym się miał chlubić w czym innym, jeno w Panu moim Jezusie Chrystusie". Ta wspólność pracy z Nim stanowi największe szczęście na ziemi. Więc powołał mnie nie żeby się modlić ciągle, nie żeby tylko pracować, nie żeby tylko myśleć o własnej duszy, ale byśmy byli apostołami i dopomagali do szerzenia Królestwa Bożego, do apostolskiej działalności,
do doskonałego przykładu na ziemi i do związku z Nim w niebie. "Wy siedzieć będziecie
na 12 stolicach i sądząc dwanaście pokoleń".


Apostołowie poszli zaraz bezzwłocznie, nic nie wzięli na pamiątkę z pośpiechu, bez myśli,
że wrócą. A myśmy zabrali może swe uczucie, upodobania i wolę. Poszli oni z radością.
Mateusz porzucił pieniądze i biegiem za Panem dumny z wybrania. Jan nawet pamięta godzinę powołania i cieszy się. A nam jak trudno zdobyć się na ten pośpiech i radość.
A oto sieci /rodzina, rozpieszczone przywiązanie do siebie/, rozrywa się powołanie, ociągamy się, a Chrystus stoi cierpliwie i patrzy. Czy z takich Apostołów może być dumny? Czy oni spełnią Jego wolę? Apostołowie poszli i wytrwali. Idźmy za nimi, by zdobyć łaskę wytrwania.


Rzućmy się do stóp Chrystusa i podziękujmy z każdą godzinę życia zakonnego, za każdą łaskę, za każdy kęs chleba, za każdy przejaw Jego miłości. Okażmy wdzięczność za odnowienie ofiarowania się, gotowi na wszystko. Prośmy o miłość prawdziwą, aby iść wiernie w apostolstwie świętym, bo świętość i żarliwość, to istotne cechy apostolskiego życia zakonnego. Z nim mamy spełnić posłannictwo względem dusz powierzonych naszej pieczy.

PRACA APOSTOLSKA
Każdy zakon z natury powołany jest do pewnego rodzaju apostolstwa. Wszyscy członkowie
w tym apostołowaniu biorą udział, - pośrednio lub bezpośrednio. Porównajmy z armią,
która się ściera z nieprzyjacielem. Jest tam wódz, który kieruje wszystkim; są żołnierze walczący o różnej broni, są również przeznaczeni do zaprowiantowania wojska jak do zbierania rannych z pola walki i odnoszenia do szpitali. W Zakonie również jest dowództwo, które musi mieć żołnierzy wyrobionych, pracujących na froncie powołania. Muszą oni również mieć pomoc w dostarczaniu środków potrzebnych. Tę pomoc okazują siostry konwerski. Jakikolwiek mają urząd, pracę, znaczenie od przełożonej do ostatniej siostry konwerski wszyscy dążą do jednego celu, jedno rozwiązują zadanie, działają razem przez modlitwy, prace i ofiary. Praca w zakonach czynnych to nie tylko uświęcenie siebie, ale i rozniecenie miłości Bożej w sercach innych ludzi. Nie ma lepszego środka na urobienie, jak wytrwałość
i ufność w pomoc Bożą w pracy nad udoskonaleniem innych ludzi. Kto taką pracą się zajmuje jest aniołem Boga. Świętość jest potrójna: pokutująca, osobistego stanu łaski i chwalebna.

Anioł pokuty nie potrzebuje, ale my jej potrzebujemy, a nie ma lepszej pokuty, jak praca około dusz; jest ona trudna, niewdzięczna, pełna ofiar i zaparcia się siebie, dlatego jest obfitym
źródłem wynagrodzenia i zadośćuczynienia za grzech.


Jak anioł ma być istotą wyższego rodzaju, wyrobienia, silnego charakteru, pociągającej energii życia - świadomej, co chce osiągnąć. Aniołowie są istotami duchowymi, ich się nie widzi,
nie słyszy, a mimo to jest ustawicznie obecny. Ja lubo z ciałem muszę zrzucić wszystko,
co ziemskie i starać się o cichość serca i pokorę. Od siebie wymagać wiele, a dla innych mieć cnotę wyrozumiałości i nie wymagać za wiele. Inaczej będzie jak w bajce, gdzie myśliwy wybierał się na wróble z armatą.


Aniołowie nie oczekują nagrody, pozostają w zapomnieniu we wzgardzie nieraz,
a zawsze cisi, spokojni i cierpliwi. I nam trzeba walczyć ze zniechęceniem, choćbyśmy
z naszego oddania nie oglądali owocu. - Aniołowie patrzą na Boga i z tego źródła czerpią
swe szczęście i radość. Nam trzeba również spoglądać, a raczej w duszach nam powierzonych widzieć Boga i z pracy czerpać zachętę. - Aniołowie oddziałowują na nas pogodą ducha, jasnym wejrzeniem, anielskością umysłu, tak i nam trzeba oddziaływać na te dusze, w których Duch Święty zamknął skarby swoich łask i darów.


"Cokolwiek uczyniliście tym maluczkim, Mnieście uczynili" /por. Mt25,40/ mówił Pan Jezus,
a ta myśl winna nas uszlachetniać i opromieniać. Wierzmy, że wszelką pracę, trud i przykrości zniesiemy ofiarnie, a Bóg nas wynagrodzi stokrotnie. Więcej Boga uwielbić nie można, jak dać Mu dusze, nad którymi ofiarnie pracujemy. Do tej pracy prowadzi ideał zakonu, a w nim chwała Ojca, a Jezus dla chwały Ojca życie swoje poświęcił.


O KRÓLESTWIE CHRYSTUSOWYM

Na świecie wiele jest królestw: martwej natury, roślinne, zwierzęce, ludzie zakładają królestwa osobno pilnie strzeżone wojskiem, rozszerzane wojną. Chrystusa Królestwo jest inne - nie
z tego świata, czyli nie według zasad świata zakładane i rozszerzane, chociaż na świecie istniejące "Przyjdź Królestwo Twoje"(Łk 11,2). Jest to królestwo ducha i jego doskonałości "Bądźcie doskonałymi jako i Ojciec Niebieski" (Mt 5,48).


Siedzibą tego Królestwa jest dusza ludzka, a objawem harmonia wewnętrzna pomiędzy duchowymi władzami a cielesnymi. Kto chce tedy być w tym Królestwie, winien namiętności swe poddać rozumowi i woli, winien rozum swój oświecać światłem wiary, a wolę swą wzmacniać łaskami i poddać ją woli Bożej. Już pogaństwo widziało w naturze ludzkiej dysharmonię i usiłowało ją usunąć: stoicy za pomocą wykorzenienia namiętności,
a epikurejczycy przez dogadzanie im we wszystkim.


Żaden z pogan celu nie osiągnął i musiał w upokorzeniu powtarzać: "Widzę lepsze rzeczy
i uznaję je, a idę za gorszymi", czyli poznaję Królestwo ducha i chciałbym je urzeczywistnić, ale brak mi sił i środków odpowiednich.Bo też to królestwo ducha możliwe jest tylko
u Chrystusa, który je założył, mówił o nim obrazowo w przypowieściach /ziarno gorczyczne, sieć, drachma zgubiona, skarb ukryty itp./, pokazał na sobie poglądowo, jak się je urzeczywistnia, zostawił również w Matce Swojej Najświętszej doskonały wzór tego Królestwa oraz podał zasady jego jakby konstytucję, której mają się trzymać wszyscy pragnący wejść do niego i korzystać z jego dobrodziejstw. Chrystus Pan wszystkich do tego Królestwa zaprasza,
a trzymając w ręku miecz władzy i kielich męki woła: "Pójdźcie za mną".


Skoro Chrystus zaprasza nas, zadaniem naszym będzie wpatrywać się w Niego i naśladować Go. Przede wszystkim w Królestwie Chrystusa nie może być cienia grzechu, bo grzech śmiertelny wyklucza bezapelacyjnie z tego Królestwa, w którym wszyscy mają nosić szatę godową czystości i niewinności. Przez śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa zaciągnęliśmy się do Królestwa Chrystusowego, ale tylko zewnętrznie: śluby i habit jeszcze zakonnika
nie czynią.


Przyłączyć się musimy duchem. Nam nie wolno zadowolić się obecnością przy Nim: nam trzeba walczyć przy Nim. A walcząc mieć na względzie nie tylko własną doskonałość i świętość, ale dobro innych ludzi nam powierzonych. Inaczej szerzenia Królestwa Bożego pojąć nie można. Przed nami nie Bóg karzący, ale dobroczyńca - Miłość pociągająca wszystkich, nie Bóg kary
i pomsty, ale Niezmierzone Miłosierdzie Boże.

Duch Chrystusowy, to duch świętości, którą się zdobywa przez walkę z sobą; to duch pokory głębokiej, którą się zdobywa przez zaparcie się siebie, to duch czystości, którą można utrzymać przez umartwienie, a utraconą odzyskać przez pokutę dobrowolną i żal habitualny za grzechy. Pomimo, że żyjemy w zakonie, jeszcze do Królestwa Chrystusowego nie należymy duchem,
póki się duchem miłości Jego nie odrodzimy.


POD SZTANDAREM CHRYSTUSA

Na polach Babilonu zgromadzili się ludzie ze świata całego. Po jednej stronie wznosi się tron
z ognia i siarki - elementów niszczących wszelkie życie - na tronie tym zasiada szatan. Wejrzenie jego jest straszne, rozpaczliwe, ziejące nienawiścią, ruchy jego to ruchy tyrana. Otoczony jest czeredą diabłów, wpatrzonych w niego służalczo i spełniających jego rozkazy.
To jest książe ciemności, nakłania i kusi do złego, otoczony dymem. To jest książę kłamstwa, szuka krętych dróg, budzi niepewność, nieufność, zasiewa niewiarę, bezczelność a opiera się na pewności siebie.


To burzyciel pokoju, który na duchowym polu Chrystusa zasiewa kąkol niezgody i przygłusza nim wschodzące cnoty, wszczyna zamieszanie, rozdwaja serce, a obecność swoją objawia
w zmiennym postępowaniu swych adeptów. To książe piekła, powodujący brak odwagi,
to buntownik podżegający do buntu, zachęcający do uporu przez pychę, On wysyła szatanów
do wszystkich, a szczególnie do tych, którzy się odznaczają cnotą w zakonie - oddanych Bogu.
On najwierniejszy towarzysz tych, którzy pragną Bogu służyć szczerze.


Szatan to wytrawny psycholog, nie do wszystkich idzie ze wszystkim, gdyż wie gdzie, kiedy
i w jaki sposób kusić odpowiednio. My nie zdajemy sobie sprawy, jak ważną jest praca opanowanego temperamentu, charakteru, skłonności. A diabeł uważa pilnie, jakie są temperamenty, wiek i charaktery. Inaczej zabiera się do duszy wesołej, inaczej do ponurej,
inaczej do prędkiej, inaczej do powolnej, inaczej do mającej urząd jaki, a inaczej do zamiatającej korytarz. On karze swoim wysłannikom dostosowywać się do okoliczności życia wewnętrznego, czy dusza boi się grzechu ciężkiego, czy lekceważy powszedni, czy kocha Boga, czy zna siebie, czy ceni drobne rzeczy, czy nie pomija milczenia nakazanego?
On inaczej nie może się dostać do serca, jak przez nakłanianie do uchybień z początku drobnych, chce rozluźnić sumienie, uśpić je, patrzy czy jesteśmy dumni i pewni siebie,
czy cnoty tylko pozorne, czy jesteśmy leniwi lub pilni, czy ostrożni lub lekkomyślni.
Raz uderza gwałtownie, to podchodzi powoli i budzi zniechęcenia /Bóg mnie opuścił i nie chce mnie/. Przychodzi nieraz z głupstwem i przeraża bluźnierstwami, przedstawia bezowocność praktyk, by duszę zniechęcić. Wówczas dusze wystrzegają się tylko grzechów ciężkich, tolerują skłonności do mniejszych, otrzymują w ten sposób trujący zastrzyk, stronią od umartwień, odzierają się z nadprzyrodzoności, tracą delikatność i okrywają się warstwą jakąś nieczułą, przywiązują się do siebie, wyrabiają upór woli, słuszność własnego rozumu i kierują się same.
Aż wreszcie powoli diabeł nakłania do grzechu ciężkiego.
Przypatrzmy się własnej duszy, gdyby ona nie była takim skarbem, to by szatan nie kusił. Trzymajmy się na baczności i zmysły swe na wodzy, trzymajmy się reguł, powinności, a w razie pokusy otwierajmy swą duszę spowiednikowi, by się ustrzec samowoli wewnętrznej, będącej podatnym gruntem dla pokus szatana.

Śliczna dolina około Jerozolimy, pośród niej obóz, a w niej ład i porządek, spokój i cisza wielka. Śpieszą na dolinę pełni zadowolenia i radości, pogody i wewnętrznego spokoju. Wśród nich piękna postać z miłością w oku - to Chrystus. Zbliżmy się bliżej, uklęknijmy i przypatrzmy się Mu bliżej. Zmierzył tą dolinę wszerz i wzdłuż, a przechodząc rozsiewał same dobrodziejstwa, gdzie stanął rzesze Go otaczały, a On dawał im szczęście. Jest ubogi, posłuszny, prześladowany na tronie nie siedzi, choć to Król królów. Stoi otoczony apostołami
i sługami wiernymi. Poświęcili oni dla Niego wszystko, a On im daje siebie, swą promienną postać, swoją miłość, która się wszystkim udziela i wszystkich uszczęśliwia.

Chrystus pragnie szczęścia twojej duszy, wysyła jej swych apostołów, jakimi są zakon, reguła, przełożeni. Jeden warunek tylko wypisał krwią swoją, to ten, by tu na ziemi zaprzeć się siebie zupełnie, by w ogniu doświadczeń zahartować swą wolę. Idzie sam do najbiedniejszych grzeszników, upadłych dusz ludzkich ze słowami pociechy, pokrzepienia, miłości i ofiary i chce byśmy Go naśladowali pod tym względem. Oto szatan za nikogo nie cierpiał i cierpieć nie będzie, a Chrystus gotów jeszcze raz umrzeć za każdego z nas i za mnie. Jakże to często zapominamy o tym i spełniamy wolę wroga Zbawiciela naszego. Manifest naszego Mistrza jest jasny: "Błogosławieni ubodzy duchem" zaprzeć się siebie; "Błogosławieni czystego serca"
- czyli stać się jak dziecię. "Błogosławieni, gdy was prześladować będą"...
"Radujcie się i weselcie"... (por Mt 5, 3nn).

Wylaniem krwi swej i łaską Chrystusa dopomaga nam, wzmacnia wolę i oświeca rozum.
Rzucił jakby pomost nad przepaścią, oddzielającą nas od Boga. Nie żałował największej ofiary, byle tylko pojednać nas z Ojcem. A ja czy szłam dotychczas drogą ofiary. Czy nie szukam wszędzie własnego zadowolenia? Wezmę duszę w swe ręce i będę się przypatrywać,
czy ona odpowiada programowi Królestwa Chrystusa.


ZNACZENIE REKOLEKCJI

"Służcie Panu z radością" (Ps 100), powiada Psalmista, tymczasem radość w służbie Bożej zakłócają trzy myśli: o przeszłości, przyszłości, czy wystarczy sił, by dojść do celu.
Na rekolekcjach winniśmy te myśli roztrząsać, by zdobyć radość.

Jeżeli dusza jest niepocieszona z powodu błędów przeszłości, trzeba odbyć dobrze spowiedź,
do której należy się przygotować w czasie rekolekcji. Bóg największe grzechy przebacza
i zapomina o nich, dlatego krzywdzimy Boga i własną duszę, gdy ustawicznie wracamy pamięcią do win dawnych. Po rozgrzeszeniu nasze grzechy spoczywają w zawrotnej przepaści Miłosierdzia Bożego. Po co siłą woli dobywać te grzechy, które już są przykryte miłością miłosierną.
Niedobrze, gdy słoneczną jasność duszy nurtuje myśl, czy odpokutowałem za dawne winy?
Jak przy wniebowstąpieniu radość ogarnęła Apostołów, że już nie pamiętali swej smutnej przeszłości, tak nam już trzeba zapomnieć o niej.

Wprawdzie w pierwszych wiekach za grzechy Kościół wyznaczał surowe pokuty, jak posty, jałmużny itp., których dziś nie stosuje. Ale wówczas nie naznaczał pokuty wstąpienia do klasztoru, bo to byłaby pokuta za wielka. Skoro teraz jesteś w klasztorze, możesz odpokutować za najgorszą przeszłość swoją wiernością regule i ślubom przez dobrowolną ofiarę woli, rozumu i serca.
Co się tyczy przyszłości, mamy powtarzać z Pawłem: "Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13). Wobec tego prozaiczne pytanie czy podołam na przyszłość jest grubym nietaktem i obrazą rekolekcji. Takie pytanie swoją szarzyzną i moralną martwotą tłumi naszą radość i pokój wewnętrzny. Wprawdzie na widok obecnych błędów musimy z sobą się liczyć
i postępować roztropnie, jak Bóg postępuje z nami. On chce naszej świętości, ale nie czyni nas bezgrzesznymi, lecz żąda naszej pracy ustawicznie w uświęceniu. Tym samym, że czynimy postanowienia, mamy się przekonywać przy sposobności, czyśmy je spełnili. Bóg widzi
w postanowieniach naszych dobrą wolę, a spełnieniu ich pobłogosławi tylko w łączności
z ofiarami z strony naszej.
Ofiar obawiamy się, a czyż Chrystus nie poniósł dla nas ofiary największej? Zofia Barras tak polubiła ćwiczenia pokutne i ofiary, że ich szukała, jak ludzie szukają słodyczy. Nie patrzmy
na ofiary przez powiększające szkło, a wówczas myśl o przyszłości nie zasmuci nas nigdy.

A czy sił wystarczy? Źródłem słonecznym sił w pracy dla nas jest Jezus Chrystus. Jak Szaweł - naczynie odrzucone - stał się Szawłem - naczyniem wybranym dzięki łasce i współpracy z nią,
tak i my z łaski Zbawiciela zaczerpniemy sił potrzebnych do wytrwania. On tak Chrystusa umiłował, tak się zżył z Nim, że wypełniał Mu każdą chwilę, a w listach swych imię Jezus powtarza 219 a Chrystus 214 razy. Wsparłszy się na Chrystusie wyśpiewał taki hymn miłości, jakiego nie potrafił wyśpiewać najukochańszy uczeń Jego św. Jan: "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał...(1Kor 13.1n). W tym hymnie jakże się wzniośle ujawnia wiara, nadzieja i miłość - to źródło radości i słonecznej jasności, gorliwości niezrównanej,
ofiarności i pracy, wyniszczenia i cierpień dla Chrystusa.
Rekolekcje usuwają przeszkody do radości zależnie od rekolektantów, którzy mogą być podzieleni na trzy kategorie, jak chorzy: znających swą niemoc i nie chcących używać środków, godzących się na diagnozę, ale nieużywających lekarstw, oraz na przyjmujących wszystkie przepisane lekarstwa. Pierwsi są ci, co noszą suknię, ale ducha zakonnego nie mają, kierują się zasadami świata bez żadnego zapału. Taki zakonnik to dobry aktor, ale nie wiadomo kogo przedstawia.
Ma ustawiczny rozdźwięk między sumieniem a czynem, nie ma jedności myśli, otoczenie dla niego obce, a on zagadkowy i tajemniczy wszystkich od siebie odstręcza. Dla niego rekolekcje nic nie pomogą, chyba tylko cud może spowodować zmianę i zawrócić ze złej drogi, sprawiającej mu już tu na ziemi piekło.

Drugą klasę stanowią opieszali i oziębli. Charakterystyka tej drogi sprowadza się do objawów zewnętrznych. Praktyki spełnia mechanicznie. Żyje z dnia na dzień bez pojęcia o swoim stanie, bez zrozumienia swego powołania, bez zainteresowania się sprawami powołania. Pobudką działania jest tylko wzgląd ludzki, bez intencji nadprzyrodzonej. Do uzdrowienia tej duszy nie trzeba cudu, a rekolekcji. Główną przeszkodą tu jest miłość własna, która pobudza do myślenia,
co o niej sądzą inni, każe dbać o wygląd zewnętrzny, o dogadzaniu ludziom. Mniejsza o Boga,
bo On miłosierny. Wciąż myśli o swoich dobrych uczynkach, co się zrobiło, co można było zrobić, gdyby nie inni, którzy mi zazdroszczą.
Niech już tak będzie, by innych nie drażnić dla świętego spokoju. Wciąż mówi o sobie, przechwala się, choć słówkiem, czasami zgani, by inni temu zaprzeczyli? - szuka uznania
dla swoich poczynań i planów, a kto się sprzeciwi, to wróg.


Pobudką działania jest tylko miłość własna, a za nagrodę ma smutek i zniechęcenie, gdy się praca nie udaje. W modlitwie i ćwiczeniach nie znajduje siły, skupienie przychodzi trudno, bo nad swymi czynami przechodzi bez postanowienia, bez poprawy i refleksji. Karność zakonna wydaje się nieznośna, a posłuszeństwo pochodzi tylko z niewolniczej bojaźni. Obowiązkowość żadna, bo obowiązek to ciężar moralny. Życie zakonne domu jej nie obchodzi, czy prace mają uznanie czy owoc pracy postępuje, czy liczebność rośnie "byle mnie było dobrze". Nie ma tam umiłowania dobra wspólnego ideału. Czasami przejawia się pewna gorliwość, ale tylko zewnętrznie z pobudek doczesnych. Żąda dla siebie szacunku, sądzi, że jest dobrodziejstwem klasztoru, dba o wygody, wmawia sobie, że pracuje więcej, niż inni. Myśli, że wszystko jej się należy, uważa że czyni dobrodziejstwo, iż poczuwa się do społeczności rodzinnej.
Straszny to stan i nie można zwlekać, by wyjść z niego: "Znam sprawy twoje, żeś ani zimny
ani gorący, ale letni" /por. Ap 3,15-16/.
Prawdziwej pociechy taka dusza nie zna, bo zanim się
do niej dostanie, już jest zatruta; dla niej wszystko jest trudne i ciężkie: nie ma prawa do radości, jak maszyny kolejowe bez kół, komina i pieca a mające pretensje, że ich nie używają.
Nie mogą doświadczyć na sobie: "Jarzmo moje wdzięczne jest". Taki stan doprowadza
do grzechu ciężkiego, gdyż dusza nie ma zamiłowania do rzeczy nadprzyrodzonych,
a kocha się w zmysłowości, wygodach i wystarczy jedna większa pokusa, aby przyprawić
o upadek.

Trzeci rodzaj to dusza gorliwa, gotowa na wszystko dla Boga, płomienna w miłość i gotowość cierpieć dla Pana. We wszystkich pracach pogodna, ochotna, ofiarna, wesoła, promienna, zadowolona, przejęta bojaźnią dziecięcą. Spoczywa na niej łaska Boża i jest radością dla Pana, który błogosławi im na każdym kroku. Pełno w niej życia, cierpienia, pokoju i radości. "Kto skąpo sieje, skąpo i zbiera, a kto sieje z błogosławieństwem, błogosławieństwo zbierać będzie. Oddajmy teraz swe serca Bogu niepodzielnie i całkowicie. Niech w rekolekcjach (dusze) oziębłe wyjdą ze swego stanu, jak św. Franciszka Rzymianka po rekolekcjach Łęczyckiego.

CICHOŚĆ

"Uczcie się ode mnie, iżem cichy"( Mt 11,29), powiedział Pan Jezus, żądając od swych sług głównie tej cnoty, stawiając ją obok pokory, a nawet przed nią. Świętość nie oparta na cichości
nie jest prawdziwa.


Cichość jest owocem miłości nadprzyrodzonej Boga, jest palmą zwycięstwa człowieka
nad pychą - jest odnowieniem i przeistoczeniem całej natury człowieka. Stary Adam jest
z natury gniewliwy, a im więcej pyszny, tym więcej porywczy. Każdy człowiek pyszny jest porywczy, ostry i gniewliwy; niecierpliwość karmi się pychą, jest jej głosem i oznaką.
Gniew opiera się na miłości, którą człowiek ukochał siebie, swoje wygody, swoje szczęście;
jest on oporem człowieka, któremu chcą wydrzeć to, co on kocha. Gniew jest okrzykiem miłości własnej i samolubstwa.


Uczynić człowieka cichym, jest to odmienić go z gruntu i doprowadzić jego naturę do stanu nadprzyrodzonego. Bezbożny nie zna granic uniesieniom i zwraca się nawet do Boga, jeżeli wyczerpie swój gniew na bliźnich. A natury pobożne pozornie w zakonie stają się najstraszniejsze w gniewie swoim i trzeba długiego czasu, by płomień ugasić, a gorące węgle długo jeszcze będą mogły łatwo się rozżarzyć.
Gniew człowieka spokojnego jest najtrudniejszym do rozniecenia. Cichość tedy nie jest cnotą przyrodzoną i nie dochodzimy do niej o własnej sile. Ona jest cnotą Jezusa i aby ją pełnić, trzeba nam Jego łaski potężnej. Trzeba wpierw zwyciężyć naszą miłość własną, a Pan da łaskę cichości, chętnie przestaje z cichymi i ułatwia im pozyskiwanie innych dla Boga.


Trzeba być cichą względem Boga. Bóg niekiedy ukrywa swe Miłosierdzie pod osłoną zagniewanej postawy i zdaje się zamykać źródła łaski. Dozwala, by wszystko, co robimy
nie udawało się, by się nam sprzeciwiały rzeczy podjęte dla Jego chwały, by nas spotwarzali
źli i dobrzy, przyjaciele i wrogowie, byśmy byli opuszczeni jak Hiob na barłogu.
Wtedy rozpaczamy, opuszczamy wszystko z niesmakiem, nad nami panuje smutek
z niecierpliwością, czujemy wewnętrzne wzburzenie duszy. Wtedy trzeba iść do Boga
w cichości i powiedzieć Mu: "Wszystko przyjmuję z ręki Twojej, wielbię Cię w tej tajemniczej drodze i wolę Twoją we mnie, bo to wypływa z Miłosierdzia Twojego".


Cierpimy, ale jesteśmy poddani i Bóg jest zwyciężony słodyczą cierpiącej duszy. On chciał się przekonać, czy Go kochasz więcej, niż łaski Jego. Bez cichości nie poddamy się woli Bożej,
a walczyć będziemy przeciw Niemu i możemy dojść do rozpaczy, szemrania i bluźnierstwa. Hiob jest naszym wzorem, odniósł on triumf nad Bogiem, chociaż nie widział Chrystusa.
A jakże Pan Jezus był cichym względem Ojca Niebieskiego, który nakazał Mu cierpieć dużo tak, że nie mógł się powstrzymać, by nie prosić Ojca o oddalenie kielicha z dodaniem: "Niech się spełni wola Twoja". A na krzyżu jakież to opuszczenie od Ojca.
Miłosierdzie Boże i tobie da skosztować tej goryczy. Ufaj Miłosierdziu, które nie da ci zginąć
na zawsze. Nie szukaj powodu cierpień w swych grzechach, by nie wprowadzić zamieszania, ale rzuć się tylko w Miłosierdzie Boże.

Trzeba być cichą względem bliźniego, a źródłem tego jest miłość. Będziesz słodka dla nich,
jeżeli będziesz widzieć w nich dary Boże, a w nich kochać Boga. Ludzie to worki przedziurawione, kto w nich skarb mieści, straci. Jeżeli będziesz widzieć Boga w bliźnim - będziesz znosić jego wady, napominać bez goryczy, obchodzić się jak z Chrystusem idącym na Kalwarię, oddawać Mu usługi, litować się nad nędzą bez gniewu, z cierpliwością i dobrocią. Ale nie ma rzeczy potrzebniejszej jak słodycz do bliźniego w Zgromadzeniu, gdyż pokój i jedność braterska polega na tej cichości. Jeżeli bliźni stanie na przekór, zniesiemy to w cichości i pomyślimy, że to tylko pożyczone i ma być oddane, bo i my może nie raz staliśmy, albo staniemy na przekór. Cichość unika sprzeczek i kłótni, jak zalecał Pan Jezus na ostatniej wieczerzy.

Należy być także cichą dla siebie. Naturalnie gdy idzie o unikanie grzechu, o usunięcie okazji,
o zwalczanie nawyków, o ukaranie błędów, wtedy nie może być mowy o cichości, lecz trzeba energii i siły. Ale po co się gniewać na naszą słabość? To nasza zepsuta natura.
Nie budź na próżno władz swej duszy słabych i bez tego - przeciw słabości, która po ziemi pełza i nie wznosi się wysoko, która co chwila na nowo upada, trzeba tu użyć nie walki i gwałtu, lecz pokory i cichości. Trzeba brać swą naturę, jaką ona jest i taką przedstawić Bogu. Jesteś słabego ducha, jeszcze bardziej słabszego serca, ofiaruj to Bogu. Wszak nie można się zabić, by się odmienić.


Na próżno gniewać się na siebie, że nie jesteś doskonałą. Jeżeli chcesz wydać się doskonałą we własnych oczach, staniesz się jak nieuk wmawiający sobie, że jest uczonym. Jak biednemu dajesz jałmużnę nie wnikając, czy na nią zasługuje, tak postępuj i z sobą. Twoja słabość
i nieudolność jest warunkiem upokorzenia się. Znoś nieudolność twoją, a to wyrobi pewien rodzaj spokoju, który cię z Bogiem zjednoczy. Doskonała cichość nawet dziękuje Bogu za nędzę, która chwałę przynosi Jego niewypowiedzianej wielkości, uznaje najmniejsze łaski
i błogosławi za nie Boga jako za niezmierzone dobrodziejstwa, które Bóg zsyła pomimo niegodności zupełnej.

Trzeba cichości w służbie Bożej we wszystkich sprawach i duchowych stosunkach,
a szczególnie w modlitwie. Zaczynasz rozmyślanie, a nie masz, ani myśli, ani uczucia,
ani sposobu odprawienia go, cierpimy nad tym, ale trzeba się temu poddać i nie mieć do siebie żalu, bo sami z siebie nic lepszego nie uczynimy. Gniew tu byłby dowodem pychy, starcia się miłości własnej, która marzy o wielkich sprawach i sądzi się być zdolną do najtrudniejszych rzeczy. Bóg nas zatrzymuje na właściwym miejscu i przedstawia nam naszą nicość. Trzeba
w cichości patrzeć na nią i ofiarować Panu Bogu, a On ześle promień słońca, bo On wejrzał
na ubogiego na kupie gnoju Hioba. Prorok woła: "Czemu smutna jest dusza moja? - Spera in Deo - ufaj Bogu i Jego Miłosierdziu" (Ps 42,6) oto odpowiedź i lekarstwo.


ZA CHRYSTUSEM
Bóg jest nieskończenie godzien miłości, bo jest Nieskończonym pięknem, a każda dusza,
jako rozumna istota, dąży do piękna - pożąda ideału. Bóg godzien jest miłości w Synu Swoim wcielonym, jako arcydzieło Ojca i pierwowzór wszystkich bytów. Jest niezrównanie skromny, miłujący wszystkich miłością niewymowną. Stoi wsparty na krzyżu i obejmuje swym wejrzeniem dusze mu oddane, żądając od nich wielkiej i bezgranicznej miłości.
Przyjrzyjmy się z bliska, jaką winna być ta miłość.

Życie Jezusa było ubogie, więc i ja mam miłować ubóstwo, które jest godłem Jego.
Stąd i ubóstwo święte będzie dla mnie całą godnością, bogactwem i szczęściem. To ofiara mojego pożądania oczu, którą teraz ponownie składam Mu jako dar. Życie Jezusa było otoczone atmosferą dziewiczą, to Jego drugie znamię, charakter i godło. To jest również znamię mojego życia zakonnego, które Mu ślubowałam, jako ofiarę mojego serca.
Nie mogę się już zajmować ani sobą, ani żadnym stworzeniem. Mam należeć niepodzielnie
do Oblubieńca, który jest dla mnie jedynym szczęściem. Życie Jezusa było otoczone atmosferą poddaństwa, to jest trzecie znamię i godło.
Posłuszeństwo moje ze ślubu wypływające, to ofiara, że w tych, którzy mi zastępują Boga,
widzę drugiego Chrystusa i idę za Nim, jak dziecię posłuszne każdemu skinieniu swojego opiekuna, to jest honor mój, to jest zbawienie, świętość moja.

Poufałość z Bogiem, to wynik mych ślubów, który mnie czyni jeszcze bardziej szczęśliwą,
bo łączy z Panem w zażyłości i serdecznym obcowaniu. Serce nasze tęskni za obcowaniem poufałym dziecka, jak tęskni i choruje góral za powietrzem hal, gdy się znajdzie na nizinach. Jesteśmy mieszkańcami gór, a dusza nasza, myśl i serce może żyć i rozwijać się tylko na szczytach, opromienionych miłością Bożą. My dzieci światłości! my jej nie zaznamy bez zażyłości poufałej z Jezusem, naszym Królem, Bratem, Panem i Oblubieńcem. Tylko w zakonie możliwa jest ta zażyłość jaką widzimy np. u św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Ufność we wszystkim Temu, z kim pozostajemy w zażyłości. Ufność w Miłosierdzie Boże.
Ja słaba, zmienna nie mogę polegać na sobie, a ufam Wszechpotężnemu i Miłosiernemu Oblubieńcowi, który się wszystkim ze mną dzieli, nawet Niebem.

Wspólność dóbr wypływa z hojności Oblubieńca. Pójdę tedy uboga za ubogim Chrystusem, prześladowana za prześladowanym, ubiczowana złością świata do Niego się przygarnę,
dzielić będę sromoty i hańby, zapomnienia i pogardę, oddając Mu cześć i serce.


Zadośćuczynienie i wynagrodzenie Bogu i Panu za siebie i drugich, to duch pokuty,
który bliżej mnie połączy ze Zbawcą, bo "Miłość prawdziwa wszystko przetrwa i wszystkiego się spodziewa". Mam tedy miłość swą podwajać, potrajać, by za drugich miłować, bo On nas powołał, byśmy zadośćuczynili zniewagi.
Wreszcie praca usilna, apostolska, do której trzeba odnowienia sił starganych na modlitwie
przed tabernakulum; tam Jezus swą miłością nas zapali i odrodzi. "Przyszedłem ogień miotać,
a czegóż chcę, jeno, aby ten ogień płonął"( Łk 12, 49).


* * *
Miłość daje nam skrzydła, rozpala wolę, zdobywa wzajemność. Dlatego pozwólmy upoić się Jego tkliwością, dajmy się porwać jego miłością. Oddajmy się pod opiekę Maryi, Ona jest naszą Matką, Ona zna tajemne skarby dobroci Jezusowej. Niechże da ci zakosztować ich w obfitości, niech ci da światło poznania siebie samej, światło czyste, zdrowe i żywe, któryby zdołało rozniecić ogień w sercu i rozpalić płomień dobrej woli.

http://www.faustyna.eu/rekolekcje_pl.htm