Z Ostrówka dojeżdżała do Warszawy, by szukać miejsca w klasztorze, ale gdzie zapukała do furty, wszędzie jej odmawiano przyjęcia. Wreszcie stanęła w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Niepozorna, wiek troszkę spóźniony, dosyć wątłej kompleksji, służąca, z zawodu kuchar- ka, a przy tym nie posiadająca nie tylko posagu, ale nawet najmniejszej wyprawki. Nic nadzwyczajnego, ot, zgłosiła się taka mizerotka, wątła, biedna, bez wyrazu, nic obiecującego – po wstępnym zlustrowaniu kandydatki relacjonowała m. Małgorzata Gimbutt przełożonej generalnej m. Leonardzie Cieleckiej, która niechętnie przyjmowała do Zgromadzenia osoby wywodzące się z tej sfery. Obecna przy tej relacji przełożona domu warszawskiego m. Michaela Moraczewska zaproponowała, że osobiście porozmawia z kandydatką. Przez uchylone drzwi do rozmównicy zobaczyła skromną dziewczynę, a widząc jej nieco zaniedbany wygląd, zamierzała ją początkowo odprawić, ale pomyślała, że miłość bliźniego nakazuje, aby wpierw z nią porozmawiać. Wówczas zauważyła, że kandydatka bardzo korzystnie się prezentuje i nabrała ochoty, aby ją przyjąć, ale poleciła, by zapytała Pana domu, czy ją przyjmie. Helenka wiedziała, że ma iść do kaplicy. W czasie modlitwy usłyszała słowa: Przyjmuję, jesteś w Sercu Moim (Dz. 14). Gdy wróciła do rozmównicy oznajmiła te słowa Przełożonej, a ta odpowiedziała: Jeśli Pan przyjął, to i ja przyjmuję. Przeszkodą w natychmiastowym wstąpieniu Helenki do klasztoru było jednak ubóstwo, więc Przełożona doradziła, aby pozostała jeszcze na służbie i zapracowała sobie na skromną wyprawkę, a przez ten czas bardziej jeszcze utwierdziła się w powołaniu.
l sierpnia 1925 roku, w wigilię Matki Boskiej Anielskiej przyszła upragniona chwila, w której Helena Kowalska przekroczyła progi zakonnej klauzury. Czułam się niezmiernie szczęśliwa – zapisała w dzienniczku – zdawało mi się, że wstąpiłam w życie rajskie. Jedna się wyrywała z serca mojego modlitwa dziękczynna (Dz. 17). Ale już po trzech tygodniach spostrzegła, że w tym klasztorze mało jest czasu na modlitwę, więc chciała się przenieść do „zakonu więcej ściślejszego”. Wieczorem, kiedy modliła się leżąc krzyżem w swojej celi, zobaczyła umęczoną twarz Jezusa i zapytała: Kto Ci wyrządził taką boleść? – Ty Mi wyrządzisz taką boleść – odpowiedział Jezus – jeżeli wystąpisz z tego Zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej, i przygotowałem wiele łask dla ciebie (Dz. 19). Przeprosiła Pana Jezusa i natychmiast zmieniła powzięte postanowienie.
Już po kilku tygodniach pobytu w klasztorze przełożona wysłała postulantkę Helenkę wraz z dwiema siostrami do podwarszawskiego Skolimowa dla podratowania zdrowia, które zostało nadszarpnięte przez praktykowane w domu i na służbie dość surowe posty, a także przez przeżycia duchowe, związane między innymi z nowym trybem życia w klasztorze. W Skolimowie zapytała Pana Jezusa, za kogo powinna się modlić? Odpowiedzią była wizja czyśćca, w której poznała, że największym cierpieniem dusz przebywających w tym miejscu mglistym i napełnionym ogniem jest tęsknota za Bogiem. W głębi duszy usłyszała słowa: Miłosierdzie Moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe (Dz. 20). Od tej chwili Helenka goręcej modliła się za dusze w czyśćcu cierpiące, by im przyjść z pomocą, a Bóg zezwalał jej na ściślejsze obcowanie z nimi.
Mistrzynią postulatu, pierwszego okresu w życiu zakonnym, była wówczas m. Janina Olga Bartkiewicz, która młodym postulantkom, przygotowującym się do życia zakonnego, okazywała wiele serca, ale jednocześnie była wobec nich wymagająca i prowadziła je twardą ręką. O Helence mówiła, że ma swoje specjalne życie wewnętrzne i musi być duszyczką miłą Panu Jezusowi. Siostra Szymona Nalewajk, która wraz z Helenką była w postulacie, podziwiała ją za to, że wszelkie uwagi czy upokorzenia, przyjmowała z pokorą, bez dyskusji. Byłam zdumiona – napisała we wspomnieniu – że początkująca postulantka ma tyle opanowania i dobroci. Takie zachowanie dyktowała jej żywa wiara i troska o to, by upodobnić się do Jezusa ufającego Ojcu niebieskiemu nawet na krzyżu, a przy tym w całym życiu cichego i pokornego, kochającego wszystkich miłością cierpliwą, wyrozumiałą i ofiarną.
Ostatnie miesiące postulatu Helenka odbyła w domu nowicjatu w Krakowie, dokąd przyjechała 23 stycznia 1926 roku. Mistrzynią nowicjatu była wówczas m. Małgorzata Gimbutt, osoba rozmodlona, gorliwie praktykująca umartwienia, cicha i pokorna, która powierzone jej młode siostry wychowy- wała przede wszystkim przykładem swego życia. Ona właśnie przygotowywała Helenkę do tak zwanych obłóczyn i prowadziła ją w pierwszych miesiącach nowicjatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz