Droga świętości Ks. Michała Sopoćki (cz. XVI)

Apostolstwo Miłosierdzia poprzez kult obrazu Jezusa Najmiłosierniejszego Zbawiciela
 
W kulcie Miłosierdzia Bożego inspirowanym przez objawienia siostry Faustyny istotne miejsce od początku zajmował obraz Jezusa według wizji doznawanych przez siostrę. Namalowanie obrazu było pierwszym żądaniem skierowanym do siostry. Nalegania namalowania obrazu ujawnione w wewnętrznych przeżyciach siostry, przekazywane dalej ks. Sopoćce doprowadziły do powstania obrazu już w 1934 roku w Wilnie. Jakkolwiek idea obrazu wyszła z objawień, ks. Sopoćko od początku szukał podstaw dla treści obrazu w nauce biblijnej i teologicznej. Uzyskanie ich weryfikowałoby pozytywnie wizję Jezusa daną siostrze Faustynie, a przede wszystkim otwierałoby drogę do zatwierdzenia obrazu do kultu przez władze kościelne. Dlatego już w 1937 roku w pracy "Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii" wskazywał, że symbolem Miłosierdzia Bożego ujawnionego w najwyższym stopniu w odkupieniu, wydaje się być woda i krew, które wypłynęły z przebitego włócznią boku Chrystusa. Stąd sugerował, że za obraz przybliżający tę ideę, czyli obraz Miłosierdzia Bożego, może być uznany obraz ukazujący Chrystusa w postawie idącej, prawą ręką błogosławiącego, a lewą podnoszącego szatę w okolicy serca, skąd wypływają dwa strumienie biały i czerwony. Wyobrażają one wodę i krew, symbolizujące miłosierdzie, zlewającego się w sakramentach chrztu i pokuty. Z praktyki Kościoła i doświadczenia duszpasterskiego znał również znaczenie elementu widzialnego, czyli znaku dla kultu religijnego. To także mogło motywować go do namalowania obrazu i włączenia następnie do rodzącego się nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego.

Namalowany w Wilnie w obecności siostry Faustyny pierwszy obraz Jezusa Króla Miłosierdzia umieszczony ostatecznie w kościele św. Michała, szczególną czcią cieszył się zwłaszcza w okresie wojennym. Kopie jego w postaci obrazków i fotografii w tysiącach egzemplarzy rozpowszechnione zostały w wielu krajach. Sam zaś obraz odbierał cześć w kościele św. Michała jeszcze przez kilka lat po wojnie, aż władze Litewskiej Republiki Radzieckiej zamknęły w 1948 roku kościół. Stamtąd udało się go szczęśliwie wydobyć i po długiej burzliwej historii znalazł się ostatecznie w kościele św. Ducha w Wilnie, gdzie do dzisiaj jest czczony. Ksiądz Sopoćko do końca swego życia interesował się losem obrazu. Zamierzał nawet prawdopodobnie zorganizować potajemne przewiezienie go do Polski, co jednakże nie zostało zrealizowane.
 
Ksiądz Sopoćko po przyjeździe do Białegostoku w 1947 roku, zetknął się niebawem z obrazem namalowanym przez A. Hyłę, czczonym od 1943 roku w klasztorze sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie - Łagiewnikach. Od razu wniósł też zastrzeżenia co do takiego sposobu ukazania postaci Jezusa. Obraz Hyły według niego nie oddawał we właściwy sposób wizji siostry Faustyny. Namalowany był jedynie na podstawie opisu z Dzienniczka, bez uwzględnienia wskazań, które siostra przekazała podczas malowania pierwszego obrazu w Wilnie, a które tylko jemu były znane. Postać Jezusa była pretensjonalnie wychylona, ujawniał się w niej feminizm. Ręka prawa za wysoko podniesiona, wyrażała akcję, a nie spokój. Promienie były zbyt wyraziste, zdradzające za bardzo materialność. Wzrok Jezusa świdrujący patrzącego na obraz. Ksiądz Sopoćko powołując się na wskazania siostry Faustyny uważał, że obraz powinien posiadać ciemne tło. Postać Jezusa w białej szacie powinna być prosta, idąca, ale jakby w momencie zatrzymania z lewą nogą wysuniętą nieco do przodu. Ręka nie mogła być uniesiona za wysoko. Wzrok zaś powinien być nieco opuszczony, wyrażający miłosierdzie. Promienie natomiast, wychodzące spod uchylonej w okolicy serca szaty, miały być jakby przeźroczyste, ale oświetlające odpowiednio postać Jezusa oraz przestrzeń przed Nim, skierowane na patrzącego, a nie opadające ku ziemi. Poza obrazem Hyły powstały też jeszcze w latach 40. inne wizerunki Jezusa, malowane w kraju i poza jego granicami. Ksiądz Sopoćko także i do nich miał swe zastrzeżenia. Dlatego też pod koniec lat 40. próbował zamawiać u malarzy obrazy, które oddałyby właściwie ideę Miłosierdzia Bożego, a także wierne byłyby wskazówkom siostry Faustyny.
 
Od początku lat 50. dało się zauważyć coraz powszechniejsze umieszczanie obrazów w kościołach. Jednocześnie pojawiły się zastrzeżenia do kultu Miłosierdzia Bożego w tym i obrazu, iż wywodzi się on z niepotwierdzonych objawień siostry Faustyny. Prawdopodobnie też na fali tego rodzaju odniesień doszło w 1953 roku do decyzji Episkopatu Polski, aby obrazy powoli z kościołów, a zwłaszcza ołtarzy usuwać. Decyzja ta potwierdziła przeczuwane już wcześniej obawy ks. Sopoćki, iż nieprawidłowości występujące w wizerunkach Jezusa na powstających obrazach mogą spowodować przeszkody we wprowadzaniu ich do kultu. Głównym zarzutem zdawał się być jednak fakt łączenia obrazów z niezbadanymi wciąż objawieniami siostry Faustyny. Wobec tych faktów ks. Sopoćko, chcąc ratować obraz dla kultu Miłosierdzia Bożego, napisał w 1953 roku list do Prymasa S. Wyszyńskiego, w którym starał się przekonywać raczej o potrzebie wprowadzania obrazów do świątyń, aniżeli ich usuwania. Wykazywał, że obraz przedstawia Chrystusa w chwili ukazania się Apostołom w dniu zmartwychwstania i ustanawiania sakramentu pokuty. Skoro inne sceny z życia Jezusa są przedstawiane na obrazach, skąd więc sprzeciw wobec tego wizerunku. Następnie wskazywał na zbieżność treści obrazu z Ewangelią Niedzieli Przewodniej, co jest jakby szczególniejszym wezwaniem do ukazywania tegoż obrazu przynajmniej w tę Niedzielę. Po internowaniu Prymasa, wystosował podobne pisma do ordynariuszów diecezji, w których upraszał o zaopiekowanie się obrazami i czuwanie nad poprawnością ich malowania.
'
Niezależnie od wskazanych petycji, które najprawdopodobniej nie przyniosły szczególniejszego odzewu podjął jednocześnie bardziej konkretne jeszcze działanie odnośnie obrazu. W maju 1954 roku podjął starania w celu zorganizowania konkursu na nowy obraz, który spełniałby wymogi teologiczne i artystyczne oraz mógł służyć jako wzorcowy do wyrażania idei Miłosierdzia Bożego. U artystów malarzy zamówił obrazy i zebrał komisję do ich oceny. Konkurs wygrał L. Slendziński, którego obraz został wybrany przez komisję artystyczną, a potem zatwierdzony przez Komisję Główną Episkopatu. W dniu 4.X.1954 roku wydała ona orzeczenie, w którym zaaprobowała obraz, uznając że może być dopuszczony do kultu za pozwoleniem miejscowego ordynariusza.
 
Uzyskanie potwierdzenia Komisji Episkopatu ośmieliło ks. Sopoćkę do bezpośredniego zwrócenia się do biskupów ordynariuszy, by udzielili pozwolenia na zawieszanie w kościołach w celach kultowych obrazów malowanych według ujęcia Slendzińskiego. Zdecydowana większość ordynariuszy ustosunkowała się pozytywnie do petycji. Biskup Włocławski Antoni Pawłowski wyraził z tej okazji szczere uznanie dla wytrwałości i apostolskiego oddania ks. Sopoćki sprawie zabiegów o obraz Miłosierdzia Bożego, które pozwoliły mu przezwyciężyć wnoszone zastrzeżenia i trudności.
 
W październiku 1956 roku Prymas S. Wyszyński powrócił z internowania. Ksiądz Sopoćko, przejęty sprawą obrazu, przesłał wkrótce Prymasowi fotografię obrazu namalowanego przez Slendzińskiego. Zabiegając u niego o aprobatę obrazu, a także u poszczególnych ordynariuszy starał się też inspirować, poprzez osoby oddane sprawie kultu, między innymi siostry zakonne, księży proboszczów i wiernych, aby występowali do swych biskupów o zezwolenia na kult obrazu. Kopie obrazu z prośbą o malowanie obrazów Miłosierdzia Bożego według tegoż wzoru przesłał ks. Sopoćko ponadto do ośrodków szerzenia kultu poza granicami kraju. Wtedy też podkreślił, iż podstawą dla tegoż wizerunku jest ewangelijna scena zjawienia się Chrystusa Zmartwychwstałego uczniom, że ma on przeto biblijne źródło, stąd może być propagowany niezależnie od objawień prywatnych siostry Faustyny. Oczekiwania jego jednakże, jak sam zaznaczał, nie spełniły się. Nadal bardziej rozpowszechniany był wizerunek w interpretacji A. Hyły, co w jego odczuciu nie sprzyjało poprawnemu rozwojowi kultu i było pośród innych nieprawidłowości przyczyną zastrzeżeń co do niego.
 
Ta szeroko zakrojona akcja popularyzacji obrazu Slendzińskiego pod koniec lat 50. nie przyniosła jednakże oczekiwanych rezultatów. Trudno jest ustalić jakie były najważniejsze tego powody. Czy brak odzewu zaangażowanych w szerzenie kultu w kraju i poza jego granicami? Według sugestii ks. Sopoćki mogło to mieć znaczenie. Innym powodem, który również podawał, było ogłoszenie notyfikacji Kongregacji św. Oficjum w 1959 roku. Wprawdzie nie nakazywano w niej kategorycznie usuwania obrazów Miłosierdzia Bożego z kościołów, pozostawiając to roztropnej decyzji biskupów, niemniej wydaje się, że przyczyniło się to do zahamowania upowszechniania obrazów, zwłaszcza dopiero pojawiającego się obrazu Sleńdzińskiego.
 
Do sprawy obrazu ks. Sopoćko powrócił ponownie w 1966 roku. Wystosował prośbę na ręce Prymasa S. Wyszyńskiego do Konferencji Episkopatu. Odwołując się w niej do decyzji Episkopatu z 1954 roku, aprobującej obraz Slendzińskiego, prosił o przedstawienie dostarczonych przez siebie kopii obrazów w Stolicy Apostolskiej, z przeznaczeniem ofiarowania jednej Ojcu Świętemu, drugiej do zachowania dla kraju, jako wzoru do malowania obrazów Miłosierdzia Bożego. Tym razem także nie doczekał się zrealizowania swej prośby. Być może nie była jeszcze pora ku temu. Wciąż obowiązywał zakaz Stolicy Apostolskiej, biskupi zajęci byli obchodami Jubileuszu Tysiąclecia chrześcijaństwa w Polsce. Stopniowo zaczął jednakże zmieniać się klimat wobec sprawy kultu i obrazu. Obrazy ostatecznie zachowały się w kościołach, a nawet pojawiły się następne. Także w Białymstoku doszło do uroczystego zawieszenia obrazu w prokatedrze w 1973 roku. Trud ks. Sopoćki zaczął owocować. Jego wytrwałość i oddanie sprawie upowszechniania kultu Miłosierdzia Bożego także poprzez obraz Jezusa Najmiłosierniejszego Zbawiciela przyniósł ostatecznie upowszechnienie się wizerunku w całym świecie. Spełniło się żądanie przekazane siostrze Faustynie: Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. (Dzienniczek 47,48)
 
Czas Miłosierdzia, nr 5(133)/2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz