Przypadkowo włączyłam telewizor. A to co? Zainteresowana usiadłam w fotelu. Na ekranie pulsował maleńki płód. Spikerka cichym, miłym głosem beznamiętnie informowała: 48 godzin, 92 godziny, pierwsze 2 tygodnie, 6 tygodni. A we mnie działo się coś przerażającego. To tak? To było tak? To nie tylko "trochę krwi, skrzep, który ładnie wyłyżeczkujemy i za 2 godziny może pani wstać iść do domu..." Boże, Boże! Jakiś spazm chwycił mnie za gardło, jakiś kamień uderzył w mózg. Czy to prawda? Czy to prawda? W telewizji pokazywano film o prawdziwym wzroście płodu w łonie matki. Nowe aparaty końca XX wieku mogą zarejestrować nawet to maleńkie, ale całe życie, ten cud, którego doświadczyć może kobieta. Dlaczego teraz dopiero to widzę? Dlaczego lekarz mówił mi, że "to nic takiego, trochę krwi, skrzepu" i nic więcej? Czy przed 40 - 30 laty nikt nie wiedział, że od momentu poczęcia istnieje już życie? Dlaczego mówiono, że pierwsze 6-8 tygodni to jest czas, kiedy można pozbyć się niechcianej ciąży, bo to jeszcze nie człowiek!
Oglądając ten film w telewizji uświadomiłam sobie jasno, że przez "zabieg usunięcia ciąży" stałam się po prostu morderczynią własnego dziecka! Serce mi ścisnął ból, a do oczu napłynęły łzy. To nie był płacz. To nie był krzyk! To cały ból nagle wypełnił ciało, a zwłaszcza mózg, jakby chciał zabić i mnie albo żebym zrozumiała, co czuje ciało, kiedy zabija go własna matka.
Życie z taką świadomością jest piekłem na ziemi. Budzę się nieraz w nocy i myślę, co by wyrosło z tego niechcianego dziecka, wyrwanego i wyrzuconego gdzieś, nawet nie wiem gdzie. Co by wyrosło? Dwoje moich dzieci, którym pozwoliliśmy się urodzić, wyrosło: syn na ekonomistę, córka na lekarza. Dlaczego brakło mi siły, żeby obronić tych, którzy nie potrafili bronić się sami?
Morderstwo człowieka karane jest przez sądy każdego państwa! Morderstwo człowieka bezbronnego, bezradnego, jeszcze nienarodzonego jest najbardziej ohydnym mordem, cicho załatwianym w pokoju lekarza lub w sali zabiegowej szpitala. Jest to najbardziej ohydne morderstwo. Ale to zrozumie się dopiero wtedy, kiedy trzeba żyć z piętnem mordercy własnego, niechcianego dziecka!
Niech mi Bóg w swoim miłosierdziu przebaczy te czyny, bo ja, matka udręczona wyrzutami sumienia, jeszcze sobie wybaczyć nie umiem.
Niech Siostra Faustyna, której zawdzięczam łaskę nawrócenia, nadal wstawia się za mną, a inne matki ustrzeże przed morderstwem własnych dzieci.
Orędzie Miłosierdzia, Kraków (16), 10 IV 1994
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz