Wikariusz w parafii Taboryszki
Ksiądz Michał Sopoćko po otrzymaniu święceń kapłańskich w 1914 roku skierowany został do parafii Taboryszki w charakterze wikariusza. W parafii prowadzone było tradycyjne duszpasterstwo, stąd zakres obowiązków wyznaczonych mu przez proboszcza był bardzo skromny. Wiedziony świeżą gorliwością neoprezbitera nie mógł poprzestać jedynie na ich wypełnieniu. Niebawem zajął się katechizacją młodzieży, nauką śpiewu, zorganizował chór parafialny, zaczął kompletować bibliotekę parafialną, w Wielkim Poście zatroszczył się o należyte przygotowanie wiernych do sakramentu pokuty. Pierwszy rok pracy zakończył pieczołowicie przygotowaną uroczystością I Spowiedzi i Komunii św. dla bardzo licznej grupy dzieci. Ksiądz proboszcz choć początkowo niechętny nowym inicjatywom wikariusza, powoli zaczął się przekonywać do jego działalności. Ksiądz Michał przeto jeszcze bardziej oddawał się posłudze duszpasterskiej. Poznawał parafian, ubolewał nad ich ubóstwem, trudnymi warunkami życiowymi. Był to na dodatek czas wojny, pomnażającej udręczenia prostego ludu. Solidaryzował się z cierpiącymi i krzywdzonymi przez okupantów, stawał w ich obronie, wspierał duchowo, a nawet materialnie. Jeszcze bardziej troszczył się o wiarę i stan moralny parafian. Aby umożliwić uczestnictwo w niedzielnej Mszy świętej doprowadził do zorganizowania kaplic w odległych od Taboryszek miejscowościach, Miednikach Królewskich i Onżadowie. Sam je obsługiwał nie licząc się z wielkim wysiłkiem, a nawet zdrowiem. Po ustąpieniu Rosjan i przejściu pod okupację niemiecką, otworzyła się możliwość tworzenia polskich szkół. Po ponad stuletniej niewoli i represjach wobec polskości bardzo pilną stała się edukacja w duchu polskim i katolickim. Ksiądz Michał z wielkim zapałem i energią przystąpił do organizowania szkolnictwa na terenie parafii. Założył około 40 kilkuklasowych szkółek. Wystarał się o nauczycieli do nich oraz o utrzymanie ich i samych szkół. W większości z nich prowadził katechizację.
Podjęte z zapałem i mnożone wciąż zajęcia wymagały nieraz wielkiego poświęcenia i trudu, a na dodatek napotykały na różne przeciwności. Kiądz Sopoćko pisząc w Dzienniku i we Wspomnieniach o latach spędzonych w Taboryszkach, parokrotnie wspominał o zmęczeniu czy ogólnym wyczerpaniu, jakich doznawał zwłaszcza po okresie nasilenia posług w Wielkim Poście, czy w związku z dojazdami do Miednik i Onżadowa. Wyjazdy do tych miejscowości łączyły się z licznymi niewygodami. Bywało, że niejednokrotnie udawał się do nich pieszo, pokonując odległości kilkunastu kilometrów. Na miejscu brak było odpowiednich warunków do noclegu. Ponadto do późna nieraz spowiadał. W niedzielę rano po Mszy świętej musiał spieszyć z powrotem do Taboryszek, aby dalej tam posługiwać. Natomiast o swych bolesnych doświadczeniach, którymi okupił zorganizowanie szkolnictwa w parafii tak się zwierzał: Ile poniosłem trudów, przykrości, kosztu, prześladowań - Bogu tylko niech będzie wiadomem. Nie śmiem się do Św. Pawła przyrównywać, ale i przeciwko mnie również zdaje się wszystko się sprzysięgło, by sprawie zbożnej przeszkadzać. Niechęć wśród ludzi, niedobór sił nauczycielskich, trudność z przejazdem, brak koni, przeszkody ze strony władz niemieckich, wreszcie ustawiczne niepogody, bezdroża, złożyły się na wieniec cierniowy, który wciąż ranił me serce. Ale Bogu dzięki zwyciężyłem to wszystko... (Dziennik, z.1, cz.I, s.8)
W Taboryszkach ks. Sopoćko spędził cztery lata w gorliwej, pełnej poświęcenia i przykładnej posłudze kapłańskiej. Zaznaczył się też wspomnianym patriotyczno-społecznym zaangażowaniem w organizowaniu polskich szkół. Tej jego działalność, początkowo tolerowanej przez niemieckich okupantów, pod wpływem agitacji probiałoruskiej przypisano tendencje nacjonalistyczne. Z początkiem 1918 roku niemieccy żandarmi zaczęli go inwigilować i pojawiło się realne zagrożenie aresztowania. Przełożeni kościelni chcąc uchronić ks. Michała, pozwolili mu na opuszczenie Taboryszek. Pod koniec września wyjechał przeto do Warszawy, gdzie zamierzał podjąć dalsze studia na tworzącym się tam polskim uniwersytecie.
Posługa wikariusza w Taboryszkach rzuca już pewne światło na istotne cechy kapłaństwa ks. Sopoćki, które w następnych latach będą jeszcze bardziej rozwijane. Do nich zaliczyć należy: gorliwość apostolską i wynikającą z niej troskę o dobro duchowe wiernych, otwartość na sprawy Kościoła i wymogi czasu, zaangażowanie społeczno-narodowe, ofiarność i poświęcenie. Wielkie oddanie się posłudze kapłańskiej, wybiegającej ponad postawione zadania, okupowane trudem i ofiarą, jakie zauważa się u niego, pozwala widzieć w nim, już od początku kapłana o wielkim formacie. Tak był też postrzegany przez parafian taboryskich: jako kapłan o szczególnej gorliwości, bardzo dobry i miły dla wszystkich, ujmujący swą prostotą i naturalnością w zachowaniu. Sam zaś o swym kapłaństwie i pracy, jeszcze przed przybyciem do Taboryszek pozostawił taką refleksję: Rok temu siedziałem w Janiszkach nad brzegiem szerokiego jeziora i wzrokiem pożegnalnym obrzucałem je myśląc o przyszłej pracy. Zatrzymałem się nad strumykiem, wlewającym się do olbrzymiego jeziora i przyrównałem go do siebie. Krople wody wciąż się sączyły do niezmierzonej głębi, jeszcze z początku ich wirowanie było znaczne, a potem niknęły łącząc się w jedną olbrzymią masę. Tak praca moja ma płynąć cichym strumieniem, by się z innymi połączyć i utworzyć jedno dzieło, wielkie, olbrzymie - Królestwo Boże na ziemi. (Dziennik, z.1, cz.I, s.1)
Cały kształt kapłaństwa i liczne dzieła prowadzone przez młodego jeszcze ks. Sopoćkę, wypływały niewątpliwie z jego wnętrza, w którym rozwijało się autentyczne życie duchowe. Z osobistej więzi z Bogiem czerpał on natchnienia i moce do swej pracy kapłańskiej. Potwierdzają to zapiski z owego czasu: ...miałem towarzysza, który mi ponad wszystko wystarczył i który smutek w radość, a zniechęcenie w czyn zamienił. On mi podyktował, co mam czynić, czem się zająć, przypomniał o maluczkich, których sam najbardziej kochał i nazywał młodszymi braćmi. Jąłem się więc tego, co uważałem za możebne. (Dziennik, z.1, cz.I, s.3)
Niezwykle cenną zaś ilustracją tegoż życia duchowego oraz faktu zatroskania o nie w początkach kapłaństwa stanowi pierwszy zapis w Dzienniku z dnia 10 czerwca 1915 roku. Jest on głęboką i trafną refleksją autora nad własnym wnętrzem. Zawiera rzetelną analizę własnej postawy duchowej z krytycznym odniesieniem do przebytej dotychczas drogi. Jest w nim i pokorne wyznanie zaniedbań i niepowodzeń w pracy nad sobą. Realna ocena istniejących przeszkód i trudności. Dojrzałe wyrażanie własnych uczuć, zwłaszcza żalu, niezadowolenia czy rozczarowania. Trafne odczytanie ich podłoża, jako ulegania niedojrzałym motywacjom. Ksiądz Michał w całej prawdzie swego wnętrza, nie ukrywając słabości, odwołuje się przede wszystkim do Boga, w Nim szukając mocy do sprostania jawiącym się przed nim zadaniom, które przyjmować pragnie jako wyraz woli Bożej. Doświadcza bliskości Boga i wyraża wdzięczność Bogu za Jego opiekę. Tekst przeplatany wezwaniami skierowanymi do Boga Ojca i Jezusa Chrystusa przybiera miejscami postać modlitwy. W całości jest niewątpliwie świadectwem solidnej pracy nad sobą oraz pogłębionego życia duchowego. Także fakt, iż jawi się jako pierwszy w Dzienniku, poświadcza o wadze, jaką autor przykładał do sfery duchowej w swym życiu. Ksiądz Sopoćko pisał: O Boże mój, jakże ciężko! Ani uczyć się, ani myśleć nie mogę. Plany moje rozbijają się o słabą wolę, brak wytrwałości. Tyle zamiarów, tyle myśli i porywów dobrych ginie wobec słabości charakteru. Wprawdzie czuję słabość i kłucie we wszystkich członkach; czuję że ciało mdłe, ale i duch niemocny. ?Domine, ad adiuvandum me festina?. Czuję żal do swoich przełożonych, że mię tu trzymają, a czyż mógłbym gdzieindziej być lepszym. Fiat voluntas Tua. Jakże wstydzić się trzeba tych myśli. Dzięki Ci, Panie, za światło. ?Nie jest uczeń nad mistrza. Synu, spójrz na mnie klęczącego w Ogrojcu, to co teraz cierpisz, ja stokroć więcej przecierpiałem?. Choroby się nie obawiaj, gdyż nie samym chlebem żyje człowiek. Wymagam zupełnej ofiary, byś nic sobie nie zostawił, nawet wyrzekaj się woli swojej, nie szczędź siebie w niczym, oddaj się Mnie całkowicie. O Panie, czuję jeszcze że mnie nie opuściłeś, dzięki Ci za to. Zdaje mi się nic już sobie nie zostawiłem - a twoje Ja?! Skąd pochodzą smutki, skąd to przygnębienie i niesmak? Toć to żałujesz, że nie jesteś wymarzonym w dzieciństwie lalką- kapłanem. Toć to się niepokoisz najmniejszym niepowodzeniem w świecie, toć to myślisz nieraz jakie wrażenie sprawisz swem wystąpieniem, co o tobie mówią, co myślą; mieszasz pszenicę z kąkolem i narzekasz na gorzkość chleba. Nieraz nawet siebie we Mnie szukasz. - Intende, Christi, in adiutorium meum?. (Dziennik, z.1, cz.I, s.1)
Czas Miłosierdzia, nr 4(120)/2000
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz