Wraz z nowymi zadaniami w życiu Siostry Faustyny pojawił się drugi etap bolesnych oczyszczeń, zwany biernymi nocami ducha. Tłem i narzędziem, przez które Pan Bóg dokonywał tego dzieła w jej duszy, była realizacja idei nowego zgromadzenia. Siostra Faustyna początkowo sądziła, że Jezus pragnie, aby opuściła macierzyste Zgromadzenie i założyła klasztor kontemplacyjny. Z tym zamiarem 21 marca 1936 roku wyjechała z Wilna. Po drodze do Walendowa zatrzymała się w Warszawie, gdzie miał a okazję, by o tym porozmawiać z przełożoną generalną m. Michaelą Moraczewską, którą darzyła wielkim zaufaniem. Matka Generalna wysłuchawszy Siostry Faustyny, powiedziała, że na razie wolą Bożą jest, aby pozostała w swym Zgromadzeniu, bo w nim złożyła śluby wieczyste, ale wyraziła również przekonanie, że dzieło miłosierdzia, które jej poleca Jezus, musi być bardzo piękne, skoro tak sprzeciwia mu się szatan, jednak z założeniem nowego zgromadzenia radziła, aby się nie spieszyć, bo jeśli sprawa rzeczywiście od Boga pochodzi, to z czasem się skrystalizuje i będzie zrealizowana.
Po kilku tygodniach pobytu w Walendowie Siostra Faustyna pojechała do odległego o kilometr domu Zgromadzenia w Derdach, gdzie gotowała posiłki dla kilku sióstr i ponad trzydziestu wychowanek. Do pomocy w kuchni – wspomina s. Serafina Kukulska – miała dziewczynę, neofitkę, bardzo przykrego usposobienia, z którą nikt nigdzie nie chciał współpracować, i właśnie ta dziewczyna pracując z Siostrą Faustyną zmieniła się nie do poznania. Taki miała cichy, ale Boży wpływ na grzeszne dusze. Zajęć w Derdach Siostra Faustyna miała tak mało, że pobyt w tym domu wydawał się być dla niej wypoczynkiem. Jednak wkrótce miała wyjechać do Krakowa, gdzie były lepsze warunki do leczenia gruźlicy. Z przyjazdem do tego domu Siostra Faustyna wiązała nadzieje na ostateczne wypełnienie Bożych zamiarów, dotyczących założenia nowego zgromadzenia.
Choć wiedziała już, że to „zgromadzenie” będzie wielkim dziełem w Kościele, które tworzyć będą także zgromadzenia męskie i żeńskie oraz stowarzyszenia osób świeckich, o czym już w kwietniu 1936 roku pisała do ks. Sopoćki, to jednak nadal była przekonana, że jej rola w tym dziele polegać będzie na założeniu klasztoru kontemplacyjnego. Po przyjeździe do Krakowa, spotkała się z o. Andraszem, który polecił, aby modliła się do dnia Serca Jezusowego i dołączyła jakieś umartwienie, a w tym dniu da jej odpowiedź w tej sprawie. Jednak Siostra Faustyna przynaglana wewnętrznie nie czekała do tej uroczystości, lecz przy tygodniowej spowiedzi oświadczyła o. Andraszowi, że już postanowiła opuścić Zgromadzenie. Krakowski kierownik duchowy oznajmił, że skoro sama taką decyzję podjęła, to na siebie bierze całą odpowiedzialność. Początkowo ucieszyła się, że opuszcza Zgromadzenie, ale na drugi dzień ogarnęły ją tak wielkie ciemności, opuściła ją obecność Boża, że postanowiła jeszcze poczekać z wypełnieniem tej decyzji do kolejnego spotkania ze spowiednikiem.
Matka Generalna, która początkowo nie zgadzała się na opuszczenie Zgromadzenia i przestrzegała Siostrę Faustynę przed złudzeniem i pochopnym działaniem, gdy przyjechała na wizytację do Krakowa, 4 maja 1937 roku powiedziała: Do tej pory zawsze siostrę wstrzymywałam, a teraz pozostawiam siostrze swobodę: jak siostra chce – może Zgromadzenie opuścić, a jak siostra chce – może zostać (Dz. 1115). Siostra Faustyna postanowiła odejść i zaraz napisać prośbę do Ojca Świętego o zwolnienie ze ślubów. Ale i tym razem ogarnęła ją tak wielka ciemność, że wróciła do pokoju Matki, by opowiedzieć o swym udręczeniu i walce.
To była ostatnia próba opuszczenia Zgromadzenia, ale walka duchowa trwała nadal. Udręczeń moich – pisała w dzienniczku – nikt nie pojmie i nie zrozumie ani ja tego opisać nie zdołam, ani może być większe nad to jakie cierpienie. Cierpienia męczenników nie są większe, gdyż śmierć w tych chwilach byłaby dla mnie ochłodą, i nie mam z czym porównać tych cierpień, tego konania duszy bez końca (Dz. 1116). W ogniu duchowej walki oczyszczała się jej dusza. Rozum, wola, pamięć oraz uczucia i wszystkie zmysły w coraz pełniejszej harmonii poddawały się Bogu i przysposabiały duszę do pełnego zjednoczenia z Nim. Bóg nigdy nie daje doświadczeń ponad siły – mówiła Siostra Faustyna – jeżeli cierpienia są wielkie, to i łaska Boża wielka. W ciemnościach biernych nocy Bóg dawał jej chwile wytchnienia i wielkiej radości. Nagle ujrzałam Pana Jezusa – opisuje jeden z takich momentów – który mi rzekł te słowa: „Teraz wiem, że nie dla łask, ani darów Mnie miłujesz, ale wola Moja droższa ci jest niż życie; dlatego łączę się z tobą tak ściśle, jako z żadnym stworzeniem”. W tej chwili znikł Jezus. Duszę moją zalała obecność Boża; wiem, że jestem pod spojrzeniem tego Mocarza. Zanurzyłam się cała w radości, która płynie z Boga. Dzień cały żyłam w tym zanurzeniu w Bogu, bez żadnej przerwy (Dz. 707-708).
W czerwcu 1937 roku zanotowała w dzienniczku ostateczny kształt tego dzieła, które jedno jest, ale w trzech odcieniach. Pierwszy odcień stanowią dusze odosobnione od świata, które palić się będą w ofierze przed majestatem Bożym i wypraszać miłosierdzie dla świata oraz przygotowywać go na powtórne przyjście Chrystusa. Drugi odcień stanowią zgromadzenia czynne, które łączyć będą modlitwę z czynami miłosierdzia i w egoistycznym świecie uobecniać miłosierną miłość Boga. Do trzeciego odcienia mogą należeć wszyscy ludzie, którzy poprzez codzienne świadczenie miłosierdzia bliźnim czynem, słowem i modlitwą z miłości do Jezusa wypełniać będą zadania tego dzieła.
Realizacja tego zadania nie tylko przysporzyła Siostrze Faustynie największych cierpień, ale także doprowadziła ją do pełnego zjednoczenia z Jezusem, do tak zwanych mistycznych zrękowin i zaślubin. Władze duszy oczyszczone w biernych nocach nie stawiały już żadnej przeszkody: rozum i wola pragnęły tylko Boga i tego, czego On pragnie. Pan prowadził ją w świat coraz ściślejszego zjednoczenia z sobą, przygotowywał do przyjęcia łaski mistycznych zaślubin: W tym momencie przeniknęło mnie światło Boże i uczułam się wyłączną własnością Boga, i uczułam wolność ducha najwyższą, o jakiej przedtem pojęcia nie miałam (Dz. 1681). Teraz już tylko cieniutka zasłona wiary dzieliła ją od takiego zjednoczenia z Bogiem, jakie jest udziałem świętych w niebie.
Ciemna noc bywa bardzo trudna.. Ja pamietam swoja, doszlo do tego ze lezalam na podlodze i nie bylam wstanie wstac, to bylo straszne. Taka ciemnosc ktora zalewala ci cala dusze i nie tylko, cialo takze... Potezna obecnosc ktora cie zbijala z nog..
OdpowiedzUsuńWarto rozpoznawac duchy.
OdpowiedzUsuń