20 lat żyłem bezbożnie

Grubo ponad dwadzieścia lat żyłem bezbożnie, a w ostatnich latach wręcz w ohydnym grzechu, nikczemności, pogrążony w najgłębszej rozpaczy, miałem w pogardzie Boga, ludzi i siebie. Goniłem cienie przeklinając swój los. Grzech wypełniał moje życie prowadząc mnie w ślepy zaułek śmierci i potępienia. Im bardziej mój własny grzech pogrążał mnie, tym bardziej kpiłem z "ciemnego ludu", który modli się do obrazów. Dość o tym.

Któregoś dnia przyjaciel przeczytał mi słowa: Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego..., pouczał mnie o ich zbawczej mocy. Wykpiłem go. Jednak zastanawiało mnie, że ja, podły i nikczemny, mogę ofiarować bolesną mękę Chrystusa na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. Zacząłem powtarzać te słowa, najpierw bardzo rzadko, raz, dwa razy w tygodniu: Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Nie odmawiałem nawet całej koronki, w taki sposób, jak to poleciła święta Siostra Faustyna.

Z czasem odkryłem, że w ten sposób mogę rozmawiać z Bogiem. Odkryłem Jego tajemniczą obecność w tych słowach. Dlatego tymi słowami zacząłem się do Boga modlić. Nie towarzyszyła temu jeszcze jakaś odmiana w moim życiu, nie wiedziałem nic o Siostrze Faustynie. Mało tego, z trudem przychodziło mi odmówienie "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo" - nie znałem słów tych modlitw. Koronkę zaś odmawiałem coraz częściej, stała się ona moją wieczorną modlitwą, często odmawiałem ją na ulicy, w autobusie, tramwaju, szukając w niej radości pokoju. Ta modlitwa obudziła moje martwe sumienie, poruszyła zatwardziałe serce. Bóg w swym nieskończonym miłosierdziu wejrzał na mnie.

Nadeszła noc, którą długo będę pamiętał. Nie mogłem zasnąć, mając przed oczyma ogrom mojego grzechu, obrazy, której dopuściłem się wobec Boga w ciągu mojego życia. Nie mogłem się uspokoić. Owe grzechy były jakby drapieżnymi ptakami, które rozszarpywały mnie, przed którymi nie mogłem uciec. Nie można przecież uciec przed własnym sumieniem. Zdawało się, że znikąd nie może przyjść pociecha, ratunek. Wreszcie słowo, które tak często powtarzałem: Miłosierdzie Boże. Tak, wtedy odkryłem jego znaczenie: Bóg chce się z nami dzielić, w swym bogactwie i nieskończonej dobroci, kierując do nas swe miłosierdzie. Przeszkodą są nasze grzechy - trwanie przy nich.

O świcie wybiegłem z domu, było zbyt wcześnie, kościoły były wciąż zamknięte. Czekałem powtarzając słowa modlitwy świętej Siostry Faustyny. Nie znałem formuł spowiedzi, nie wiedziałem, jak przeprowadzić rachunek sumienia, w konfesjonale wobec Boga wyrzucałem swoje grzechy płacząc. Bóg w swym miłosierdziu odpuścił mi je i mogłem przystąpić do Stołu Pańskiego. Kiedy wyszedłem z kościoła i stanąłem na rozdrożu ulic tego wielkiego, hałaśliwego miasta westchnąłem: Ojcze, dlaczego nie mogę zostać w miejscu, które należy do Ciebie. Pierwszy raz zatęskniłem za Bogiem, właśnie tego dnia, tej niedzieli. Była to Niedziela Miłosierdzia Bożego A. D. 1995. O tym dowiedziałem się dopiero na Mszy świętej. To był dzień moich narodzin w Chrystusie, był także znakiem obecności Chrystusa.

Zerwawszy z dawnym życiem, otrzymuję od Boga wiele łask: łaskę wiary, modlitwy. Dziś choć jestem przecież niemowlęciem w Chrystusie, proszę Boga o łaskę sakramentu kapłaństwa i życia w duchu rad ewangelicznych. Pytam więc, czy nie otrzymałem tego przez wstawiennictwo świętej Siostry Faustyny. Może byłoby zbytnio zarozumiałością mnie o tym rozsądzać. Święta Siostra Faustyna modli się za mnie do Boga w chwilach moich niewierności, słabości i upadków, modli się nie tylko za mnie, lecz za cały świat, wypraszając łaski Miłosierdzia Bożego.

Może moje świadectwo nie jest przekonujące. Proszę, by je przyjęto jako świadectwo nawróconego grzesznika. Chciałbym, dziękując Bogu za łaskę miłosierdzia, którą mi okazał, łaski wiary i modlitwy, które wlał we mnie, podziękować także świętej Siostrze Faustynie. Słowa, choćby nie miały końca, wszystkiego nie oddadzą, a i te wypowiedziane przeze mnie więcej świadczą o mojej próżności niż o dobroci Boga, który obdarzył nas swą służebnicą Faustyną. Oby zawsze prowadziła nas łaska Boga.
Uwielbiajmy Boga, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.

Orędzie Miłosierdzia, Kraków (20), 14 IV 1996..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz